Senator Jan Filip Libicki z PSL zasugerował, że sytuacja może się wymknąć spod kontroli Jarosławowi Kaczyńskiemu. Chodzi zarówno o wybory korespondencyjne, jak i… fotel marszałka Sejmu. "Jeśli nie będzie dialogu wewnętrznego w PiS i konstruktywnej współpracy, w najbliższych miesiącach wszystko może się wydarzyć" – mówi Interii senator Jan Maria Jackowski z PiS.

Jeszcze w piątek wieczorem Libicki napisał w mediach społecznościowych, że ustawa PiS dotycząca wyborów korespondencyjnych może zostać przyjęta przez Sejm z senackimi poprawkami opozycji. Stwierdził też, że nie wyklucza zmiany na stanowisku marszałka izby niższej. Zgodnie z regulaminem, żeby to zrobić, potrzeba bezwzględnej większości (głosów za musi być więcej niż przeciw i wstrzymujących się; wymagana jest obecność co najmniej połowy ustawowej liczby posłów - red).

Taką większością, przy wsparciu polityków Jarosława Gowina, dysponuje obecnie PiS. Żeby przeciwstawić się partii rządzącej, cała opozycja - od lewa do prawa - musiałaby być jednogłośna. Co więcej, przeciwko własnej koalicji musieliby głosować gowinowcy. Wiadomo że były wicepremier toczy rozmowy z Koalicją Polską, ale czy to wystarczy?

"Rozmawiałem z politykami PiS. Wielu z nich, podobnie jak Porozumienie, bierze pod uwagę, że partia rządząca może się skończyć. Za cztery lata nie wszyscy dostaną miejsca na listach. Nie mówimy oczywiście o tych, którzy pójdą za prezesem w ogień" - przekazał Interii senator PSL. "Prezes ma swoje lata, sam wielokrotnie wspominał o politycznej emeryturze. To jasne, że bez Jarosława Kaczyńskiego nie ma PiS-u, więc czeka nas rozdrobnienie na prawicy" - dodaje.

Informacja senatora musiała wywołać konsternację w partii rządzącej, bo szef klubu parlamentarnego PiS zareagował nerwowo. "Elżbieta Witek jest marszałkiem Sejmu, a Jarosław Gowin aktualnie szeregowym posłem. Jeżeli ktoś w tzw. Porozumieniu uważa, że dla czyichś chorych ambicji Prawo i Sprawiedliwość zgodzi się na jakiekolwiek zmiany, to się myli" - oświadczył na Twitterze Ryszard Terlecki, który wyraźnie położył akcent na gowinowcach.

Gowinowiec groźniejszy niż buntownik z PiS

Nasi rozmówcy ze Zjednoczonej Prawicy nie wierzą w bunt w PiS. "Libicki nie jest dopuszczony do rozmów. Zwraca na siebie uwagę. Sprytnie, ale dosyć czytelnie" - mówi nam jeden z posłów większości rządzącej. "Szanujmy się, to my prowadzimy w sondażach, więc o żadnym buncie nie ma mowy. PSL chce odgrywać znaczącą rolę za ileś lat, ale nic na to nie wskazuje" - wtóruje koledze kolejny z naszych rozmówców z obozu władzy.

W koalicji rządowej raczej nikt nie obawia się buntu w PiS, ale wolty Jarosława Gowina. I chociaż minister aktywów państwowych Jacek Sasin zapewnia, że drukowane są już karty, które mają posłużyć Polakom w wyborach prezydenckich 10 maja, to los ustawy stał się wątpliwy. Nawet jeśli były wicepremier stracił większość posłów Porozumienia i tak łatwo będzie mu zablokować ustawę PiS.

"Narracja Jarosława Gowina o tym, żeby otwierać sklepy i gospodarkę, a nie przeprowadzać wyborów, spowodowała, że jego klub praktycznie przestał istnieć" - mówi Interii ważny polityk PiS, zwolennik majowych wyborów. "Szuka sposobu na przetrwanie, dlatego jest pomysł, żeby został marszałkiem Sejmu. Ma interes w tym, żeby temat żył. Pokazuje tym samym, że ma alternatywę, może negocjować przy Nowogrodzkiej i podbijać stawkę" - dorzuca.

Ze względu na spadki w sondażach, zwłaszcza Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, przełożenie wyborów jest na rękę Koalicji Obywatelskiej. Władysław Kosiniak-Kamysz, który jest jednym z ważniejszych kandydatów w wyścigu o Pałac Prezydencki, może spokojnie poczekać, bo do Andrzeja Dudy wciąż mu daleko. "Stracili argument o tym, że wybory korespondencyjne są niebezpieczne, skoro ich autorytet w postaci WHO orzekł inaczej" - podnosi nasze źródło z PiS.

Pełen artykuł już teraz znajdziecie w portalu Interia.pl

Autor: Jakub Szczepański