"W świetle doniesień o kolejnych demonstracjach wzywam, aby NIE było przemocy, łamania prawa ani żadnego wandalizmu" – z takim apelem zwrócił się do swoich zwolenników ustępujący prezydent USA Donald Trump. W ostatnich dniach pojawiają się doniesienia o tym, że zagorzali zwolennicy Trumpa – którzy przed tygodniem przypuścili szturm na Kapitol – planują zbrojne protesty przed zaprzysiężeniem Joe Bidena na prezydenta. Ceremonia zaplanowana jest za tydzień.

Oświadczenie Trumpa - którego konta w mediach społecznościowych, m.in. na Facebooku i Twitterze, zostały zablokowane - wysłane zostało jako wiadomość tekstową na telefony ludzi, którzy w przeszłości zapisywali się na jego wiece. To pierwsza wiadomość od sztabu prezydenta, jaką jego zwolennicy otrzymali tą drogą od czasu szturmu na Kapitol 6 stycznia.

"W świetle doniesień o kolejnych demonstracjach wzywam, aby NIE było przemocy, łamania prawa ani żadnego wandalizmu" - zaapelował Donald Trump w oświadczeniu i zaznaczył: "Nie popieram tego i Ameryka tego nie popiera. Wzywam WSZYSTKICH Amerykanów, aby pomogli złagodzić napięcia i uspokoić nastroje. Dziękuję".

Służby w podwyższonej gotowości po szturmie zwolenników Trumpa na Kapitol

Przypomnijmy, bulwersujące wydarzenia rozegrały się w Waszyngtonie 6 stycznia: po południu po wiecu z udziałem Donalda Trumpa tłum jego zagorzałych zwolenników wtargnął do gmachu amerykańskiego Kongresu, który zajmował się akurat ostatecznym zatwierdzeniem zwycięstwa Joe Bidena w listopadowych wyborach prezydenckich.

Co istotne, w czasie wiecu odchodzący prezydent zachęcał swych zwolenników do marszu przed siedzibę Kongresu i do tego, by "nigdy nie poddawali się" w walce przeciwko sfałszowanym - według niego - wyborom.

O "ukradzionych wyborach" Trump mówił również w nagraniu wideo skierowanym do tysięcy swych sympatyków okupujących wówczas schody Kapitolu - nagraniu, które zdaniem komentatorów za Oceanem dolało tylko oliwy do ognia.

Protestujący, którzy wdarli się do gmachu Kongresu, głośno domagali się, by Trump pozostał prezydentem Stanów Zjednoczonych, skandowali m.in. hasło: "Zatrzymać oszustwo!".

Część z nich była uzbrojona: służby przejęły kilka sztuk broni, znaleziono również dwie bomby rurowe. Aresztowano ponad 80 ludzi.

W trakcie zamieszek zginęło czworo demonstrantów, a dzień później w szpitalu zmarł policjant, który odniósł w starciach poważne obrażenia.

Po tych wydarzeniach - a rozegrały się one na dwa tygodnie przed uroczystością zaprzysiężenia Joe Bidena - amerykańskie służby postawione zostały w stan gotowości. Kongres chroniony jest przez oddziały Gwardii Narodowej, na inaugurację prezydentury Bidena 20 stycznia ściągnąć ma do Waszyngtonu nawet 20 tysięcy gwardzistów z kilkudziesięciu stanów.

FBI ostrzega przed zbrojnymi protestami, Facebook wychwycił apele skrajnie prawicowych milicji

Sytuacja jest poważna.

W poniedziałek stacja ABC News doniosła, powołując się na raport Federalnego Biura Śledczego, że FBI ostrzega przed zbrojnymi protestami planowanymi przed zaprzysiężeniem Bidena w Waszyngtonie i wszystkich 50 amerykańskich stanach.

Reuters podał natomiast, że Facebook zidentyfikował wezwania do zbrojnych protestów, rozsyłane m.in. przez skrajnie prawicowe milicje i "grupy szerzące nienawiść".

Wiece i radykalne protesty mają odbywać się w dniach poprzedzających inaugurację prezydentury Bidena lub w kolejnych.

Krytycy działań Trumpa chcą impeachmentu

Na dzisiaj natomiast zaplanowane zostały w Izbie Reprezentantów debata i głosowanie nad artykułem impeachmentu Donalda Trumpa, w którym prezydent oskarżony został o "podżeganie do powstania".

Późnym wieczorem czasu polskiego, przy bezprecedensowych środkach bezpieczeństwa, Izba przegłosowała artykuł impeachmentu i tym samym formalnie postawiła Trumpa w stan oskarżenia.

Miliarder jest pierwszym amerykańskim prezydentem, który został dwukrotnie postawiony przez Izbę Reprezentantów w stan oskarżenia.