Nikt piszący o Donaldzie Trumpie nie doszukał się choćby jednego jego przyjaciela; to kanciarz, który wykorzystuje ludzi i jest znacznie mniej bogaty, niż twierdzi – mówi PAP dziennikarz śledczy David Cay Johnston, który od 30 lat śledzi poczynania biznesmena.

Nikt piszący o Donaldzie Trumpie nie doszukał się choćby jednego jego przyjaciela; to kanciarz, który wykorzystuje ludzi i jest znacznie mniej bogaty, niż twierdzi – mówi PAP dziennikarz śledczy David Cay Johnston, który od 30 lat śledzi poczynania biznesmena.
Na pierwszym planie: Donald Trump /JIM LO SCALZO /PAP/EPA

Johnston jest autorem bestsellerowej książki "The Making of Donald Trump", w której szczegółowo opisuje naznaczoną kontrowersjami i prawnymi kłopotami karierę Trumpa.

Johnston po raz pierwszy spotkał Trumpa w 1988 roku w Atlantic City, gdzie biznesmen postanowił wybudować kasyno. Był wówczas najważniejszą osobą w Atlantic City, a ja wkrótce przekonałem się, że będzie ważny także w kraju - wspomina w rozmowie z PAP. Już wtedy zrozumiałem, że to utalentowany sprzedawca. Sprzedawanie jest celem jego życia, łącznie ze sprzedażą idei, że jest współczesnym Midasem, Don Juanem XX wieku czy przyszłym prezydentem - powiedział Johnston.

Dziennikarz szybko doszedł do wniosku, że Trump konfabuluje. Jest kanciarzem. Dam przykład: od współpracowników Trumpa dowiedziałem się, że nie ma pojęcia o branży kasynowej i nie zna zasad gier hazardowych. Nie mogłem w to uwierzyć, więc na jednym z pierwszych spotkań celowo powiedziałem nieprawdę na temat gry w kości, a Trump włączył moje słowa do swojej wypowiedzi. Powtórzyłem tę nieprawdę trzy razy, a on zrobił to za mną. To upewniło mnie w przekonaniu, że nie zna się na kasynach, a kantowanie ma we krwi; zawsze będzie mówił to, co jego zdaniem sprawi, że zrobisz to, co zechce. Tworzy własną rzeczywistość, zmyśla i przeczy faktom. Teraz robi to nieustannie podczas kampanii - ocenił Johnston.

Zgodził się z popularną opinią, że Trump "kieruje się zemstą". Nie ma empatii dla innych, traktuje ludzi przedmiotowo, uważa więc, że należy zrujnować życie tych, którzy mu odmówią lub staną na drodze. Sam przyznał, jak wielką sprawia mu to radość - wyjaśnił Johnston. Nic więc dziwnego - dodał - że Trump nie ma przyjaciół.

Nikomu z nas, piszących o Trumpie, nie udało się znaleźć choćby jednego jego przyjaciela. Niektórych ludzi nazywa przyjaciółmi, ale to są jego partnerzy biznesowi - powiedział. Przyjaciół, zdaniem Johnstona, nie ma też 10-letni syn Trumpa - Barron, który ma do swej dyspozycji całe piętro w wieżowcu Trump Tower, ale "nigdy nie ma tam żadnych innych dzieci". Z kolei dzieci Trumpa z pierwszego małżeństwa - Donald Jr., Ivanka i Eric - które teraz wspierają go w kampanii, zdaniem Johnstona odcięły się od ojca i nie chciały mieć z nim nic wspólnego, gdy rozwiódł się z ich matką Ivaną. Wróciły do niego dopiero, gdy dorosły i zrozumiały, że pojednanie z tatusiem może zapewnić im cudowny styl życia - zaznaczył Johnston.

Rozmówca PAP nie ma też wątpliwości, że Trump jest znacznie mniej zamożny, niż twierdzi, gdyż wiele z jego przedsięwzięć się nie powiodło. Nie ma dowodów na to, że jest miliarderem. Trump jest bogaty, ale nie tak bardzo, jak mówi. W USA wystarczy być milionerem, by mieć własny samolot i śmigłowiec. Jeśli przegra wybory, będzie potrzebował nowego źródła dochodów, by utrzymać (dotychczasowy) styl życia - ocenił Johnston.

Media spekulują, że w razie przegranej Trump założy nową, "skrajnie prawicową organizację medialną" wraz z założycielem Fox News Rogerem Ailesem, który w atmosferze skandalu opuścił niedawno telewizję, oraz managerem swojej kampanii, byłym szefem prawicowego portalu Breitbart News Steve'em Bannonem. Nie mam wątpliwości, że jeśli Trump przegra wybory, powołają do życia jakieś nowe medium. Jeśli naprawdę miałby te 10 mld dolarów, o których opowiada, nie musiałby tego robić. Nie musiałby też na wiecach wyborczych reklamować produktów ze swoim nazwiskiem. Nie zapominajmy, że kampania zaszkodziła jego marce. Lokale w Trump Tower są teraz dość tanie, bo wiele firm nie chce już tam organizować spotkań. Nie chcą narażać się klientom czy współpracownikom z powodu rasistowskich, ksenofobicznych i wariackich wypowiedzi Trumpa - powiedział Johnston.

Zdaniem dziennikarza Trump naprawdę chce być prezydentem USA. Wierzy, że jest od nas lepszy. Mówił kiedyś o swej wyższości genetycznej - zauważył. A jeśli Trump wygra i trafi do Białego Domu? To będzie okropne dla Ameryki i świata, ale państwo przetrwa, choć poturbowane. Uważam, że Trumpowi nie uda się pozostać na urzędzie przez całą kadencję. Może nie minąć rok i wywoła jakiś kryzys konstytucjonalny i zostanie usunięty przez Kongres. Wówczas będziemy mieć jako prezydenta Mike'a Pence'a, gospodarza programu w radiu z małego miasteczka w Indianie. I to też będzie katastrofa - ocenił Johnston.

Dziennikarz jest przekonany, że Trump jako prezydent będzie chciał się na nim zemścić. Już w kwietniu zadzwonił i zagroził (mi) procesem, jeśli książka mu się nie spodoba. To pokazuje jego autorytarny charakter. W swojej 50-letniej karierze zaprowadziłem swoimi dziennikarskimi śledztwami kilku polityków, zarówno Demokratów, jak i Republikanów, przed sąd, a nawet do więzienia, ale nigdy mi się nie zdarzyło, by ktoś groził mi procesem - powiedział. Myślę, że jeśli Trump zostanie prezydentem, może nakazać, by wpisano mnie na listę osób objętych zakazem lotów, co bardzo utrudniłoby mi pracę, ale poradzę sobie - dodał Johnston.

Johnston udzielił wywiadu PAP i austriackiemu dziennikowi "Die Presse".

(mal)