Trwa kontrofensywa wojsk ukraińskich w obwodzie charkowskim. Rosjanie tracą kolejne miejscowości, co nie unika uwadze rosyjskich mediów. Po pochwałach działań Władimira Putina i rosyjskiej armii w ostatnich miesiącach, część tamtejszych komentatorów i gości zmieniła retorykę, podkreślając kolejne porażki na froncie.

Od początku tego, co Rosja nazywa "specjalną operacją wojskową", goście publicznych programów telewizyjnych prześcigali się w słowach poparcia prezydenta Władimira Putina oraz potępianiu Ukrainy i jej sojuszników - podkreśla Reuters.

Jednak po kontrofensywie wojsk ukraińskich w obwodzie charkowskim nastroje są już bardziej stonowane. Narracja opiera się teraz na rzekomej przewadze liczebnej Ukraińców nad Rosjanami w północno-wschodniej części kraju.

W poniedziałek w publicznym propagandowym kanale Rossija 24 przeprowadzony został wywiad z Witalijem Ganczewem, szefem okupacyjnej administracji regionalnej w obwodzie charkowskim. Ganczew powiedział, że Ukraińcy mieli ośmiokrotną przewagę liczebną. Dodał, nie popierając tego jednak żadnymi dowodami, że siły ukraińskie zostały wsparte przez "zachodnich najemników".

"Najtrudniejszy tydzień na froncie"

Najtrudniejszy tydzień na froncie - powiedział Dmitrij Kisielow na otwarcie niedzielnego programu w godzinach największej oglądalności.

Jeden z czołowych rosyjskich propagandystów zaznaczył, że siły rosyjskie "porzuciły wyzwolone wcześniej miejscowości" pod naciskiem "przeważających sił wroga".

Z oficjalnej propagandowej narracji wyłamał się Borys Nadieżdin, były deputowany rosyjskiej Dumy Państwowej. Polityk w należącym do Gazpromu kanale NTV stwierdził, że Władimir Putin został wprowadzony w błąd przez swoich doradców, którzy wmawiali mu, iż Ukraina szybko się podda. Nadieżdin wezwał ponadto do natychmiastowego rozpoczęcia rozmów pokojowych.

"Rosja jeszcze niczego nie zaczęła na poważnie"

Gospodarze innych programów utrzymali jednak retorykę z poprzednich miesięcy.

W swoim programie "60 minut", najbardziej popularnym talk-show politycznym w Rosji, Olga Skabiejewa opisywała niedzielne bombardowanie elektrowni i wynikające z tego przerwy w dostawie prądu we wschodniej Ukrainie jako "punkt zwrotny w specjalnej operacji wojskowej".

Kilku gości powtórzyło również słowa Putina z lipca, że "Rosja jeszcze niczego nie zaczęła na poważnie", sugerując, że Moskwa w najbliższym czasie zintensyfikuje działania.

Rosyjski MON nie komentuje kontrofensywy

Gazeta "Izwiestija" w weekendowym nakładzie napisała, że "Rosja zabiła 4000 ukraińskich żołnierzy", a wojsko "przesunęło siły, by skoncentrować się na Donbasie".

"Niezawisimaja gazieta" była bardziej krytyczna, twierdząc, że rosyjski MON przez kilka dni nie skomentował "niezwykle niepokojących doniesień z Ukrainy".

Gazeta zauważyła, że gdy siły ukraińskie zbliżały się do zachodniej granicy Rosji, dowództwo wojskowe Moskwy znajdowało się tysiące kilometrów dalej na dalekim wschodzie kraju, gdzie odbywały się coroczne ćwiczenia wojskowe, w których brało udział 50 tysięcy żołnierzy.