Ukraina nie może więcej liczyć na USA – ocenił były ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba. Jego zdaniem, nie ma obecnie prawdziwych postępów dotyczących zakończenia wojny. Głos na temat negocjacji ws. zakończenia wojny zabrał również rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.
- Były minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba ocenił, że Ukraina nie może więcej liczyć na Stany Zjednoczone i nie zmieni się to nawet po odejściu Donalda Trumpa.
- Jego zdaniem, nie ma prawdziwych postępów w rozmowach prowadzących do pokoju.
- Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow przekazał, że stanowiska USA i Rosji ws. Ukrainy są częściowo zbieżne.
Stosunek prezydenta USA Donalda Trumpa do Ukrainy raczej się nie zmieni - uważa Kułeba. Według niego nadszedł czas, by uświadomić sobie, że Kijów nie może już więcej polegać na Stanach Zjednoczonych i to nie zmieni się nawet po zakończeniu kadencji prezydenckiej Trumpa - napisał w niedzielę ukraiński serwis Unian.
"Jakby to przykro nie brzmiało, Ameryka odeszła. Nie możemy więcej liczyć na Amerykę. Ani teraz, ani co najmniej w perspektywie średniookresowej. Więc nawet po tym, jak Trump odejdzie" - ocenił Kułeba.
Zdaniem byłego ministra nie ma prawdziwych postępów, jeśli chodzi o rozmowy mające prowadzić do pokoju.
"Nawet nie jesteśmy blisko prawdziwych rozmów o zakończeniu wojny. Trwają jakieś negocjacje, ktoś z kimś rozmawia. Ale z punktu widzenia bliskości zawieszenia broni jesteśmy tam, gdzie byliśmy w styczniu. Z punktu widzenia bliskości zakończenia wojny jesteśmy tam, gdzie byliśmy minionej jesieni" - wyraził przekonanie Kułeba, który stał na czele ukraińskiego resortu dyplomacji w latach 2020-2024.
Pewne sygnały dotyczące negocjacji pokojowych dochodzą również z Rosji. Agencja Interfax zacytowała w niedzielę wypowiedź rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa, który stwierdził, że "stanowisko USA na temat Ukrainy pokrywa się częściowo z naszym".
Pieskow, komentując wypowiedź prezydenta Donalda Trumpa, który stwierdził, że "Krym pozostanie przy Rosji", zaznaczył, że prace wokół negocjacji pokojowych z USA są kontynuowane, jednak nie przedstawił żadnych szczegółów.
Jest wiele elementów, które rzeczywiście pokrywają się z naszym stanowiskiem - dodał, odnosząc się do innych słów Trumpa, dotyczących tego, że do wojny doprowadziły rozmowy o wejściu Ukrainy do NATO.
Jak ujawniły niedawno media, USA zawarły w "ostatecznej" propozycji pokojowej punkt o uznaniu przez USA rosyjskiej suwerenności nad Krymem, który Moskwa anektowała w 2014 r. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski odrzucił możliwość prawnego uznania okupacji półwyspu, podkreślając, że byłoby to sprzeczne z konstytucją Ukrainy.
Trump oświadczył natomiast w ostatnim czasie, że Krym zostanie przy Rosji oraz zarzucił Zełenskiemu, że przedłuża wojnę. Oświadczył również, że twierdzenie ukraińskiego prezydenta, iż "Ukraina nie uzna prawnie okupacji Krymu" jest "bardzo szkodliwe dla negocjacji pokojowych z Rosją, ponieważ Krym został utracony lata temu".
W opinii mediów amerykańska propozycja uznania rosyjskiej suwerenności nad Krymem to największe ustępstwo względem Moskwy w ramach dotychczasowych starań Trumpa na rzecz osiągnięcia pokoju.
O tym, jakie warunki pokoju mają proponować Amerykanie, pisaliśmy: TUTAJ.
Wracając w sobotę z Rzymu, gdzie spotkał się z prezydentem Ukrainy przed pogrzebem papieża, Trump oświadczył, że ostrzał rakietowy obszarów cywilnych przez Rosję sprawia, że myśli, iż Władimir Putin może nie chcieć zatrzymać wojny i go zwodzi. Kolejny raz zagroził przy tym nałożeniem dodatkowych sankcji na Rosję.