Według brytyjskiego "Financial Times", Władimir Putin wyraził gotowość do zatrzymania inwazji na Ukrainę na obecnej linii frontu. Rosja ma zrezygnować z pełnej kontroli nad czterema regionami ukraińskimi, które pozostają w częściowej okupacji od lutego 2022 roku.

Władimir Putin miał przekazać informacje o swoich żądaniach Steve'owi Witkoffowi, specjalnemu wysłannikowi Donalda Trumpa ds. Rosji i Ukrainy. Witkoff, który 11 kwietnia odbył spotkanie z Putinem w Petersburgu, miał usłyszeć to od rosyjskiego prezydenta.

Według źródeł "Financial Timesa", Rosja jest gotowa zrzec się praw do pełnej kontroli nad czterema obwodami częściowo zaanektowanymi w wyniku pełnoskalowej inwazji. Chodzi o obwody doniecki, ługański, chersoński i zaporoski.

W zamian za to Moskwa żąda uznania przez Stany Zjednoczone Krymu za terytorium rosyjskie i domaga się, by Ukraina nie mogła wstąpić do NATO.

Rosja łagodzi stanowisko?

Jeżeli doniesienia brytyjskiego dziennika są zgodne z prawdą, oznacza to, że Putin złagodził nieco swoje stanowisko negocjacyjne. W czerwcu ubiegłego roku rosyjski prezydent przedstawił zaporowe warunki, które obejmowały całkowite wycofanie wojsk ukraińskich z terytoriów czterech spornych regionów i uznania ich za rosyjskie.

Oprócz tego Rosja żądała demilitaryzacji Ukrainy, to znaczy ograniczenia armii kraju do zaledwie 50 tys. personelu, zakończenia wsparcia zachodniego dla wojsk Kijowa, zniesienie sankcji na Moskwę oraz "denazyfikacji" Ukrainy, przez co Kreml rozumiał m.in. zastąpienie obecnego rządu.

Kwestia Krymu i czterech innych obwodów pozostaje jednym z największych problemów w rozpoczęciu rozmów o pokoju. Konstytucja Ukrainy zabrania uznania okupowanych regionów za rosyjskie.

Daleka droga do porozumienia

"Financial Times" podkreśla, że rzekome doniesienia Witkoffa są pierwszym oficjalnym sygnałem, że Rosja jest gotowa zrezygnować z maksymalistycznych celów inwazji na Ukrainę. Niezależnie jednak od tego, Kijów nie raz podkreślał, że rozpoczynanie negocjacji nie może zaczynać się od narzucania Ukrainie jakichkolwiek ustępstw terytorialnych.

Wołodymyr Zełenski wielokrotnie mówił, że oddanie Rosji zajętych terenów wiąże się nie tylko z utratą ziem, surowców i przemysłu, ale przede wszystkim ze skazaniem żyjącej tam ludności na włączenie do Federacji Rosyjskiej, co mogłoby zostać poczytane jako gest odwrócenia się władz w Kijowie od najbardziej poszkodowanych w wojnie.

Mimo twierdzeń Putina i rosyjskiej propagandy, że Moskwa rozpoczęła wojnę, by "chronić ludność rosyjskojęzyczną", rzekomo prześladowaną w obwodach na wschodzie kraju, w trakcie trwającej inwazji to właśnie obywatele Donbasu, obwodów chersońskiego i zaporoskiego ucierpieli najbardziej.

Gdy tylko zaczynamy mówić o Krymie, o naszych suwerennych terytoriach, wchodzimy w format przedłużania wojny - to jest dokładnie to, czego chce Rosja. Jesteśmy w stanie wojny od 12 lat. To jest odpowiedź na pytanie, czy możliwe jest osiągnięcie porozumienia z Rosją w sprawie terytoriów - powiedział jeszcze we wtorek Wołodymyr Zełenski, komentując doniesienia medialne.

Odnosząc się do przecieków o putinowskich sugestiach zawarcia pokoju kosztem Krymu i przerwania ukraińskiej drogi do NATO, Zełenski powiedział - To są sygnały, to są pomysły, to są wizje, można to nazwać na różne sposoby. Ale to nie jest oficjalna propozycja dla Ukrainy.

Dodał również, że nadal nie wiadomo, od kogo tak naprawdę wychodzą te propozycje i czy Amerykanie na pewno właściwie zrozumieli Putina. 

Doniesienia o rzekomym złagodzeniu rosyjskiego stanowiska pojawiają się tydzień po wypowiedziach amerykańskiego sekretarza stanu, który przyznał w trakcie wizyty w Paryżu, że USA poważnie rozważają wycofanie się z roli rozjemcy w konflikcie w Ukrainie. Marco Rubio wezwał Moskwę i Kijów do jak najszybszego zaprezentowania konkretnych dowodów na dobrą wolę w negocjacjach i podkreślił, że musi się to stać nie w ciągu "tygodni lub miesięcy, ale w najbliższych dniach". Na świecie dzieje się wiele innych ważnych rzeczy - powiedział szef amerykańskiej dyplomacji.

Informacje o nowych warunkach prezentowanych przez Kreml i podobnych proponowanych przez USA, pojawiły się równolegle w publikacjach kilku największych dzienników świata - "Financial Times", "Washington Post" i "Wall Street Journal". To oczywiście może być przypadek, ale może także sugerować, że media te korzystają z tych samych informatorów.