"Żadnej wojny nie będzie", czy "Łukaszenka to nasz brat!" - takie komentarze usłyszał specjalny wysłannik RMF FM na ulicach ukraińskiego Czernihowa. Z tego miasta do najbliższego przejścia granicznego z Białorusią jest 50 km, a z Rosją - 70 km. Jak zauważa Mateusz Chłystun, Czernihów w żadnym fragmencie nie przypomina miasta, które może być narażone na potencjalne wtargnięcie rosyjskich wojsk.

Według ukraińskiego wywiadu, liczba rosyjskich lotów zwiadowczych wzdłuż granicy zwiększyła się trzykrotnie w porównaniu z ubiegłym rokiem. O bezprecedensowej koncentracji wojsk przez Rosjan w czasie pokoju kilka dni temu alarmował też International Institute of Strategic Studies. 

Jak relacjonuje Mateusz Chłystun, który jest w Czernihowie, nie wszyscy mieszkańcy miasta chcą rozmawiać na ten temat, ale jeśli godzą się na nagranie, zapewniają, że są spokojni. W związku z sytuacją w Rosji nie mamy obaw. Obawy są inne. Ceny rosną, a wypłaty nie. Ja nie rozumiem, skąd te napięcia i kto je wywołuje. Żadnego zagrożenia nie widzę. To nasi bliscy sąsiedzi, chcielibyśmy żyć z nimi w przyjaźni. Mam w pracy jedną kobietę, która wciąż pyta: będzie wojna, czy nie będzie? - usłyszał specjalny wysłannik RMF FM od jednego z mieszkańców Czernihowa.

Temat wraca więc w codziennych rozmowach, ale atmosfery niepokoju nie widać na ulicach. Przez miasto, jak usłyszał dziennikarz RMF FM, w ostatnim czasie nie przejeżdżały też żadne kolumny wojskowe czy policyjne. 

Po ulicach czy w parkach spacerują ludzie, o poranku spieszą się także do pracy. Jedno z najstarszych miast dawnej Rusi zdobią jeszcze świąteczne ozdoby, a na kilku górkach w samym centrum widać dzieci zjeżdżające na sankach.

To więc bardziej sielankowy obraz rodem z filmów o świętach aniżeli np. z dokumentów czy reportaży mówiących o niepokoju mieszkańców - zauważa Mateusz Chłystun. Temat rozmowy zmienia się jednak, kiedy dziennikarz RMF FM wyłącza mikrofon. Wtedy od jednej z mieszkanek słyszy: "Oczywiście, że się boimy, ale staramy żyć normalnie, żeby nie zwariować".

Opracowanie: