Długie kolejki klientów utworzyły się w tym tygodniu przed sklepami H&M w moskiewskich sieciach handlowych. Szwedzkie przedsiębiorstwo wyprzedaje towar, nim na dobre wycofa się z Rosji.

Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę dziesiątki zachodnich marek, w tym m.in. Ikea, Nike i Zara, wstrzymały swą działalność w Rosji. Za ich przykładem poszło H&M, które jednak jeszcze w tym tygodniu po raz ostatni otworzyło swoje podwoje, by pozbyć się zaległych towarów.

Z opublikowanych w mediach społecznościowych zdjęć wynika, że duże kolejki utworzyły się przed sklepami w galeriach handlowych Aviapark i Metropolis.

Cóż, H&M się zamyka, dlatego tu jesteśmy - mówiła jedna z klientek i dodała: Mam zamiar kupić wszystko, co tam jest.

Niestety, powód, przez który to wszystko się dzieje, jest okropny. Wszystko inne nie ma znaczenia, jak na przykład to, jak sobie poradzimy (bez H&M - przyp. red.) - powiedziała inna kupująca.

H&M, który został otwarty w Rosji w 2009 roku i jest właścicielem marek odzieżowych takich jak Monki, Weekday i Cos, wstrzymał swoją działalność w Rosji na początku marca po nałożeniu przez Zachód sankcji na Moskwę.

Przedsiębiorstwo w połowie lipca zdecydowało się pójść śladem innych marek (m.in. Nike) i opuścić Rosję na stałe.

Po dokładnym przeanalizowaniu sytuacji uważamy, że obecnie kontynuowanie naszej działalności w Rosji jest niemożliwe - powiedziała w zeszłym miesiącu Helena Helmersson, dyrektor generalna H&M.

Odnosząc się do prawie sześciu tysięcy pracowników, których firma zatrudnia w Rosji, powiedziała, że "jesteśmy głęboko zasmuceni wpływem, jaki wywrze to na naszych kolegów".

Kosztowne wyjście z rosyjskiego rynku

H&M, drugi co do wielkości detalista odzieżowy na świecie, po hiszpańskim Inditexie (właścicielu m.in. Zary), ma 170 sklepów w Rosji.

Rosyjski rynek jest szóstym co do wielkości w przypadku H&M. Wyjście z niego kosztuje firmę dwa miliardy koron szwedzkich (ponad 950 milionów złotych).