W Rosji powstaje niebezpieczny dla Putina sojusz dowódcy Gwardii Narodowej Wiktora Zołotowa, właściciela prywatnej firmy wojskowej (Grupy Wagnera) Jewgienija Prigożyna, prokremlowskiego przywódcy Czeczenii Ramzana Kadyrowa i, być może, bankowego magnata Jurija Kowalczuka - ocenił rosyjski opozycjonista Michaił Chodorkowski.

Według Chodorkowskiego bezpośrednią przyczyną utworzenia tej frakcji jest dążenie Prigożyna i Zołotowa do odwołania ministra obrony Siergieja Szojgu, coraz częściej oskarżanego o porażki rosyjskiej armii na Ukrainie. To nic nowego. Prigożyn od dawna chciał przejąć kontrolę nad przepływami finansowymi w resorcie obrony - stwierdził Chodorkowski w rozmowie z ukraińską agencją UNIAN.

Opozycjonista odniósł się sceptycznie do pogłosek, że ewentualny następca Szojgu może zmienić Putina na stanowisku głowy państwa. Całkowicie się z tym nie zgadzam. (...) Na miejscu Putina bym tego nie robił (wyznaczał na stanowisko ministra obrony osobę, która miałaby potem stanąć na czele państwa - PAP), chyba że byłbym w pełni przekonany co do lojalności tego człowieka. Nie organizowałbym przekazania władzy - wyznał rozmówca UNIAN-u.

W ocenie Chodorkowskiego sojusz Zołotowa, Prigożyna, Kadyrowa i prawdopodobnie Kowalczuka "nie wygląda obecnie na bezpośrednie zagrożenie" dla prezydenta, ale "nie oznacza to, że takiego zagrożenia nie ma". W mojej opinii ten alians, który powstaje na naszych oczach, (...) jest dla Putina groźny - podkreślił opozycjonista.

Jak dodał, spory i taktyczne porozumienia w rosyjskich elitach mogą "w pewnym momencie" doprowadzić do rządów "wojskowej junty". Taka grupa kolegów i znajomych nie utrzymałaby się jednak przy władzy zbyt długo - przypuszcza były oligarcha.

Chodorkowski od 1997 roku stał na czele spółki naftowej Jukos. W 2004 roku był uważany za najbogatszego człowieka w Rosji. Gdy zaczął krytykować politykę Kremla, oskarżono go o korupcję i skazano na 10 lat pozbawienia wolności. Został zwolniony z łagru w 2013 roku i od tego czasu mieszka za granicą.