Dopiero za kilka tygodni i po kosztownych badaniach sanepid będzie wiedział, co jest w dopalaczach. Producenci i sprzedawcy tych specyfików nie mają obowiązku publikowania składu na opakowaniach. W wielu przypadkach, nawet gdy ten skład jest - zaklejają go tak, by nie można go było odczytać.

Gdyby na opakowaniach dopalaczy był podawany ich skład - łatwiej byłoby sanepidowi sprawdzać, czy są szkodliwe - przyznała w rozmowie z reporterką RMF FM Agnieszką Witkowicz minister zdrowia Ewa Kopacz. Takiego obowiązku nie ma, bo wciąż nie wiadomo, która instytucja ma go nałożyć.

Resort zdrowia odsyła do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. UOKiK tłumaczy natomiast, że jest od egzekwowania, a nie tworzenia prawa i twierdzi, że taki przepis może przygotować tylko rząd.

Problem wymuszenia wskazywania takiego składu napotyka pewną kolizę z tym niedostatecznie dookreślonym wobec obecnego prawa charakterem tego specyfiku - powiedział Tomasz Szafrański z resortu. Oznacza to po prostu, że na razie nie ma definicji dopalacza, nie można więc jego producentów do niczego zmusić. I w ten sposób priorytetowa walka rządu z dopalaczami znów staje się urzędniczą walką z procedurami, kruczkami i administracją.