Pobity przez milicjantów w Kijowie Jurij Łucenko jest w bardzo poważnym stanie. Takie informacje przekazała korespondentowi RMF FM rzeczniczka ukraińskiego opozycjonisty Łarisa Sargan.

Lekarze pozostawili Łucenkę na oddziale reanimacji. Jego stan jest poważny. Jak mówiła Łarisa Sargan, opozycjonista wiele razy tracił świadomość w drodze do szpitala. Z badań wynika, że ma wstrząśnienie i urazowe uszkodzenie mózgu.

Żona Łucenki - Iryna, posłanka opozycyjnej partii Batkiwszczyna informowała wcześniej, że jej mąż stanął między funkcjonariuszami Berkutu i ludźmi, by zapobiec rozlewowi krwi. W odpowiedzi milicjanci zaczęli bić go po głowie, aż stracił przytomność i upadł.

W nocnych starciach z oddziałami specjalnymi milicji rannych zostało kilkanaście osób. Teraz na ulicach Kijowa jest spokojnie, jednak w obawie przed prowokacjami mieszkańcy miasteczka namiotowego w centrum stolicy wzmocnili ochronę barykad.

Prokuratura już poinformowała, że wszczęła śledztwo w sprawie przekroczenia kompetencji przez funkcjonariuszy Berkutu. Prowadzone jest także śledztwo mające ustalić tożsamość osób, które atakowały milicjantów.

Zamieszki po wyroku

Zamieszki rozpoczęły się wczoraj wieczorem, gdy sąd rejonowy w Kijowie ogłosił wyroki sześciu lat więzienia dla tzw. terrorystów z Wasylkowa, którzy mieli przygotowywać się do wysadzenia pomnika Lenina w tym miasteczku.

Skazani to dwaj opozycyjni deputowani rady miejskiej i asystent jednego z nich, zatrzymani w sierpniu 2011 r. przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy w związku z rzekomo należącym do nich materiałem wybuchowym, który miał być użyty do zniszczenia monumentu. Według ukraińskich mediów w momencie zatrzymania tych trzech osób pomnik Lenina w Wasylkowie był już zdemontowany.

Wyrok wywołał oburzenie zgromadzonych przed sądem przeciwników władz, którzy zablokowali samochód milicyjny odwożący skazanych do aresztu. Przed sądem powstała barykada, a protestujący zablokowali wejścia do budynku. Do starć doszło, gdy na miejsce przybyły oddziały Berkutu. Świadkowie twierdzą, że milicjanci bili zgromadzonych pałkami nie zważając na to, że były wśród nich kobiety oraz chronieni immunitetem parlamentarzyści.

(abs)