Reprezentacja Polski pokonała w Gdańsku Brazylię 3:0 (26:24, 25:21, 25:20) w ćwierćfinałowym starciu Ligi Narodów. Biało-Czerwoni w sobotnim półfinale zmierzą się z Japonią.

Kilkanaście tysięcy widzów w trójmiejskiej hali w pierwszym secie oglądało pasjonujące widowisko. Prowadzenie wielokrotnie przechodziło z rąk do rąk. Brazylijczycy mieli nawet piłkę setową, ale ostatecznie to Polacy zapisali na swoim koncie pierwszą partię, choć na końcu zrobiło się bardzo nerwowo. Decydujący punkt sędziowie przyznali Polsce dopiero po wideoweryfikacji. Ta decyzja bardzo nie spodobała się naszym rywalom i doszło do małej sprzeczki między "Canarinhos" a sędziami.

Podopieczni Nikoli Grbicia znakomicie rozpoczęli drugą partię, wykorzystując słabszy moment mocno zdenerwowanych rywali. Po asie serwisowym Leona i udanym ataku Kurka Biało-Czerwoni prowadzili już 7:2. Przewaga Polaków nieco zmalała po dwóch blokach na Kurku, ale wciąż wynosiła kilka punktów. Przy stanie 12:7 nasi siatkarze "stanęli", a Brazylijczycy zdobyli pięć punktów z rzędu i z wysokiego prowadzenia nic nie zostało. Po chwili nasi rywale po raz pierwszy w tym secie wyszli na prowadzenie (17:16 i 18:17). Emocje sięgały zenitu, ale Polacy zwarli szeregi i zdobyli cztery punkty z rzędu. Po "kiwce" Śliwki było 21:18. Końcówka należała do gospodarzy, którzy wygrali tego seta 25:21 po autowym ataku Brazylijczyka.

Początek trzeciego seta był wyrównany. Dopiero przy stanie 6:6 Brazylijczycy zdobyli dwa punkty z rzędu i nieznacznie odskoczyli Polakom. Biało-Czerwoni nie pozostali jednak dłużni swoim rywalom i m.in. dzięki asowi w wykonaniu Aleksandra Śliwki wyrównali (8:8). 

Przy stanie 12:12 w polu serwisowym pojawił się Wilfredo Leon. M.in. dzięki jego świetnym zagrywkom (as serwisowy) Polacy objęli pierwsze w tym secie 3-punktowe prowadzenie (15:12). Biało-Czerwoni grali koncertowo, a dzięki asowi autorstwa Mateusza Bieńka jeszcze powiększyli swoją przewagę (21:17). 

Podopieczni Nikoli Grbicia nie roztrwonili przewagi do końca i wygrali tego seta 25:20, a całe spotkanie 3:0.

Bieniek: Nie ma rzeczy, na które moglibyśmy narzekać

Założenie było takie, aby pokonać Brazylię, z którą znamy się przecież doskonale. To jest bardzo dobry i doświadczony zespół, ale udało nam się tego dokonać. Uważam, że nie ma rzeczy, na które moglibyśmy po tym spotkaniu narzekać - stwierdził po meczu środkowy reprezentacji Polski Mateusz Bieniek. 

29-letni środkowy, podobnie jak Wilfredo Leon, bardzo dobrze spisywał się w tej konfrontacji w polu zagrywki. Zdobył z niej cztery punkty, najwięcej w meczu. Mam nadzieję, że zarówno u mnie jak i Wilfredo jest to tendencja zwyżkowa, bo ostatnio zagrywka nie wyglądała u mnie tak jak powinna. Spodziewam się, że nie okaże się to jednorazowym wybrykiem tylko będę w tym elemencie coraz lepiej się spisywał - dodał.

Najbardziej cieszę się, że nie bolała mnie stopa. Przed tym spotkaniem miałem obawy, a dzisiaj było fenomenalnie. Szacunek i podziękowania dla naszego sztabu medycznego. Spędziłem wiele godzin z fizjoterapeutami, nosiłem też specjalne wkładki. A wcześniej noga doskwierała mi przy chodzeniu. Nie mogłem jej normalnie postawić i musiałem układać na zewnątrz. Było to bardzo uciążliwe i o skakaniu nie było mowy - przyznał Bieniek. 

Znamy się bardzo dobrze i obie drużyny wiedzą, na co wzajemnie je stać. Spodziewaliśmy się takiego ciężkiego spotkania, granego na styku. I liczyliśmy, że uda nam się wygrać końcówki. W pierwszym i drugim secie musieliśmy Brazylijczykom srogo je wyszarpać. Cieszę się również, że czuję się dobrze i jestem gotowy do rywalizacji w kolejnych meczach. Fajnie było w końcu zagrać bez bólu - skomentował po meczu atakujący Biało-Czerwonych Bartosz Kurek.

Brazylijczycy mają takich rozgrywających, że nie można im dostarczać prostych piłek i czekać na ich błędy. To nie tego typu zespół. Na tym etapie nie można grać miękko na zagrywce. Trochę na to postawiliśmy, ale kalkulując jednocześnie ryzyko, żeby nie robić kolejnych punktów za przeciwnika - zauważył.

Japonia półfinałowym rywalem

W pierwszym dzisiejszym starciu ćwierćfinałowym Japonia, która jest rewelacją tej edycji rozgrywek, rozprawiła się ze Słowenią, wygrywając 3:0 (26:24, 25:18, 25:22). To właśnie Japończycy będą rywalami Polski w sobotnim półfinale. Początek tego spotkania o godz. 17.

Podopieczni trenera Nikoli Grbica staną przed szansą wywalczenia czwartego medalu tych rozgrywek. W swoim dorobku mają srebrny i dwa brązowe. 

W środę awans do sobotnich półfinałów wywalczyli Amerykanie, którzy pokonali 3:2 Francuzów, oraz Włosi, którzy wygrali 3:0 z Argentyną.

Po zmianie zasad rozgrywania Ligi Narodów w turnieju finałowym występuje osiem zespołów, walczących od razu w fazie pucharowej. Biało-Czerwoni jako gospodarze mieli zapewniony udział w finałowych rozgrywkach.

W fazie interkontynentalnej Polacy zajęli trzecie miejsce i w ćwierćfinale trafili na Brazylię, która była szósta w tabeli. Oba zespoły spotkały się już w tegorocznych rozgrywkach. Polacy wygrali wówczas 3:1.

Opracowanie: