"Muammar zmiażdżyłby wszystkich powstańców, gdyby tylko Zachód nie interweniował" - twierdzi Mario, najemnik z Chorwacji, który walczył u boku sił wiernych Kaddafiemu. W rozmowie z tygodnikiem "Time" opowiada o kulisach swojej pracy w Libii. Życie w twierdzach Muammara było surrealistyczne. Odbywały się tam ciągłe libacje alkoholowo-narkotykowe, oczywiście nie brakowało kobiet do zabawy - mówi.

Mario jest specjalistą od artylerii. Walczył podczas wojny domowej w b. Jugosławii. Zaciągnął się do armii Kaddafiego. Dowodził oddziałem składającym się z żołnierzy z południowej Libii, Czadu i innych krajów afrykańskich. Byli zbyt głupi, by czegokolwiek się nauczyć - dodał. Morale było marne. Ale po drugiej stronie lepiej nie było. A nawet gorzej - podkreślił Mario. Jego zdaniem wszystko szło dobrze do czasu rozpoczęcia nalotów NATO. Uważa, że Muammar zmiażdżyłby wszystkich powstańców, gdyby tylko Zachód nie interweniował.

Na początku lipca stracił jedną trzecią oddziału - żołnierze zdezerterowali i przyłączyli się do powstańców.

Z dala od frontu nie było lepiej. Współpracownicy dyktatora zaczęli tracić wiarę w siłę jego władzy. Do tego doszła rywalizacja między synami Kaddafiego. Życie w koszarach było surrealistyczne. Odbywały się tam ciągłe libacje alkoholowo-narkotykowe, oczywiście nie brakowało kobiet do zabawy. Jeden z krewnych Kaddafiego powiedział, że mogę poprosić o cokolwiek zechcę. Słyszałem historie o ludziach zastrzelonych dla zabawy, czy zmuszanych do gry w rosyjską ruletkę. Wszystko wyglądało jak w filmach.

Związki Kaddafiego i dawnej Jugosławii sięgają jeszcze czasów rządów Josipa Broz Tity. Wtedy to libijski dyktator zatrudniał w armii specjalistów z Bałkanów. Więzi były podtrzymywane do niemal końca reżimu. Syn Kaddafiego Saif w 2009 roku zorganizował swoje 37. urodziny w Czarnogórze, w jednym z najpopularniejszych kurortów na terenie byłej Jugosławii. Kaddafiemu doradzał generał armii jugosłowiańskiej. Opuścił Trypolis 4 dni temu. Nie rozmawiałem z Kaddafim od czterech tygodni. Zresztą i tak by nie słuchał - powiedział dziennikarzowi "Time'a".

Mario opuścił stolicę Libii 12 dni temu po ostrzeżeniu od jednego z towarzyszy. Powiedział mi, że powinienem wyjechać z Libii, bo sytuacja zmienia się zbyt gwałtownie - przyznał. Próbowałem jeszcze skontaktować się z Saifem, ale mi się nie udało. On jednak później sam dodzwonił się do jednego z moich towarzyszy, żeby zapytać, czy czegoś nie potrzebujemy. Oznajmił również, że ostatecznie wojska jego ojca wygrają, a jego rodzina znowu będzie rządzić całą Libią.

Źródło: TIME