Denis Urubko w wywiadzie dla hiszpańskiego portalu desnivel.com opowiada o tym, jak ocalono Elisabeth Revol i dlaczego nie było możliwe uratowanie Tomka Mackiewicza.

Denis Urubko jest jednym z dwóch himalaistów - drugi to Adam Bielecki - którzy wspinali się po niemal pionowej ścianie Nanga Parbat w czasie akcji ratunkowej. Urodzony w Rosji obywatel Polski jest uznawany za jednego z najsilniejszych wspinaczy świata.

W wywiadzie dla hiszpańskiego portalu desnivel.com opowiada, dlaczego zdecydowali się na akcję ratunkową. Ludzie muszą sobie nawzajem pomagać, zwłaszcza wspinacze, a jeszcze bardziej, jeśli chodzi o osobę tak niezwykłą jak Elisabeth Revol. Bardzo ją szanuję. To było wyjątkowe doświadczenie, które pomogło jej przetrwać w tak trudnej sytuacji zimą na Nanga Parbat - mówi.

Tłumaczy, że nie mogli siedzieć bezczynnie, z założonymi rękami. Mieliśmy z Adamem możliwość, by pomóc drugiej osobie, pokazując, że jesteśmy nie tylko sportowcami, ale i ludźmi - wyjaśnia.

Dodaje, że każdy wspinacz, w takiej sytuacji, zrobiłby to samo. Mieliśmy szczęście: mogliśmy korzystać z helikoptera, byliśmy zaaklimatyzowani, był budżet na przeprowadzenie akcji ratunkowej, mieliśmy niezbędny sprzęt. Musieliśmy dać z siebie wszystko. Musieliśmy to zrobić - podkreśla Denis Urubko.

Kiedy wspinacz udzielał portalowi wywiadu nie spał jeszcze ani chwili po akcji ratunkowej. Nie piłem przez 20 godzin, moje oczy są spalone od słońca, ale jesteśmy bardzo usatysfakcjonowani. Teraz znajdujemy się z Adamem w hotelu w Skardu, odpoczywając i czując, że zrobiliśmy to, co trzeba było zrobić. Oczywiście nie jesteśmy w pełni zadowoleni, ponieważ nie mogliśmy pomóc Tomkowi. Ale wspaniale było móc uratować Elisabeth Revol - mówi.

Żaden śmigłowiec nie lądował wcześniej w tym miejscu

Helikopter zostawił ich na wysokości 4800m.

Żaden śmigłowiec nie lądował wcześniej w tym miejscu, tak blisko obozu pierwszego. Kiedy się zbliżaliśmy, kierowałem pilotem i powiedziałem do niego: "jeśli możesz, zostaw nas tutaj". Odpowiedział: "spróbujemy" i wysadził nas. To był epicki, bohaterski moment akcji ratunkowej. Po tym, jak helikopter nas zostawił, natychmiast zaczęliśmy się wspinać - opowiada himalaista.

Tłumaczy także, dlaczego ratownicy zdecydowali się wspinać prawie pionową trasą po ścianie Kinshoffera: Są na niej stałe liny zamocowane przez komercyjne ekspedycje, a także dlatego, że o tej porze roku nie ma tam tak dużo lodu. Byliśmy w stanie iść do góry tak szybko, bez żadnego zawahania, właśnie dzięki tym linom. Mogliśmy się skupić i wspinać, wspinać, wspinać... Przymocowane w ścianie Kinhsoffera liny były w dobrym stanie i mogliśmy je pokonać bez żadnego dodatkowego ryzyka.

"Usłyszeliśmy głos w ciemności"

Opowiada także o innych szczegółach akcji ratunkowej. Od czasu, kiedy helikopter opuścił ich na górze do spotkania Elisabeth upłynęło około osiem godzin: Była noc. Chcieliśmy iść na lekko, ale musieliśmy przetransportować materiały ratunkowe: namiot, lekarstwa. To był wielki wysiłek, ale jesteśmy z niego absolutnie zadowoleni.

Elisabeth znaleźli na wysokości sześciu tysięcy metrów, około pięćdziesięciu metrów nad drugim obozem, który jest na wysokości około 5950 metrów. Było zupełnie ciemno, nic nie widziałem. Przez radio ktoś nam powiedział, że wydawało mu się, że widział światło. Zacząłem krzyczeć, był wiatr, ale usłyszeliśmy głos w ciemności. To był prawdziwy cud i wielka radość, bo wiedzieliśmy, że jesteśmy blisko niej i że będziemy mogli jej pomóc - opowiada.

W tym momencie poczuli, że ich misja zakończyła się sukcesem. Piloci helikoptera wysadzili nas w naprawdę niewiarygodnym miejscu. To nam bardzo pomogło, bo od razu znaleźliśmy się stosunkowo wysoko. Elisabeth walczyła do samego końca. Schodziła sama, w naprawdę ekstremalnej sytuacji. Jest niesamowitą, bardzo silną kobietą - przyznaje Denis Urubko. 

Schodziła około 20 metrów na godzinę

Urubko opowiada także o stanie, w jakim znajdowała się Elisabeth na górze. Była całkowicie wyniszczona. Miała odmrożenia, była przemarznięta i zmęczona. Schodziła w tempie około 20 metrów na godzinę. Jest bardzo silną kobietą, która zrobiła coś niezwykłego. W przyszłości będzie dokonywać wielkich rzeczy, bo jest prawdziwym wspinaczem - mówi o Francuzce Denis Urubko. Mam nadzieję, że obejdzie się bez większych operacji i w ciągu roku znów zacznie się normalnie wspinać i zobaczymy jej niezwykłe dokonania - stwierdza. 

Po akcji odpoczywali cztery godziny w bardzo małym namiocie w obozie drugim, a o 6 rano zaczęli schodzić - bardzo powoli, krok po kroku.

Dlaczego nie zdecydowali się pójść po Tomka? W tamtym momencie musieliśmy dokonać wyboru: albo pomóc przeżyć Elisabeth albo kontynuować wspinaczkę z bardzo niewielką nadzieją na znalezienie Tomka. Mieliśmy też bardzo złą prognozę pogody na kolejne dni. Było jasne, że musimy zostać z Elisabeth, która była bardzo słaba. Postanowiliśmy skoncentrować się na tym, by pomóc jej - powiedział.  

Zdobyli szczyt

Kiedy trwała akcja ratunkowa, minęły cztery dni od czasu kiedy Tomek Mackiewicz miał problemy z powodu choroby wysokościowej. Był w bardzo złym stanie po tym, jak zdobyli szczyt.

Prawdopodobnie Elisabeth nie przeżyłaby bez ich pomocy.

Myślę, że jest bardzo silna, ale w niedzielę rano siła wiatru znacznie się wzmogła, aż rozpętał się prawdziwy huragan. Miałem wiele wątpliwości, czy śmigłowce będą mogły lecieć i pomóc jej na tej wysokości. Jej palce były w tak złym stanie, że trudno byłoby jej schodzić ze ściany Kinshoffera. Nasza pomoc była kluczowa - powiedział na zakończenie wywiadu Denis Urubko.