To rzadki przypadek, że w sprawie działań w redakcji "Wprost" nie spotykamy się z zarzutem opieszałości, tylko nadmiernej szybkości - mówił na posiedzeniu sejmowej komisji sprawiedliwości prokurator generalny Andrzej Seremet.

Przedstawiając posłom informację o działaniach prokuratury w redakcji "Wprost", Andrzej Seremet powtórzył, że prokurator w ogóle nie dążył do ustalenia informatora redakcji ws. podsłuchów, lecz żądał wydania nośników z nagraniami. Jak podkreślił, tajemnica dziennikarska chroni źródło informacji, a nie jej treść.

Potwierdził, że redaktor naczelny gazety Sylwester Latkowski po przekazaniu nośników przesłuchiwany jako świadek zeznał w prokuraturze, że redakcja nie dokonywała ingerencji w te nagrania.

Zarazem Seremet podkreślił, że nie można tolerować sytuacji, w której każdy rozumie prawo tak, jak jest mu wygodnie. Nie można ulegać presji tłumu - nawet jeśli jest to tłum dziennikarzy - dodał.

Prokurator generalny uznał, że do "gorszącego" przebiegu zdarzeń w siedzibie tygodnika przyczyniła się głównie sama redakcja "Wprost". Ściągając dziennikarzy innych mediów wydatnie utrudniono czynności prokuratury, nie znając być może ich celu - mówił.

Wiceminister sprawiedliwości Michał Królikowski przed rozpoczęciem posiedzenia komisji powiedział, że zgodnie z ogólnymi przepisami karnymi śledztwo co do zasady powinno być ukończone w terminie trzech miesięcy. Sądzę, że w ocenie ministra odczuwalna jest troska, aby we wrześniu ta sprawa była na tyle wyjaśniona, żeby państwo mogło odzyskać większą wiarygodność - powiedział.

(j.)