Podczas lotu prezydenckiego tupolewa do Gruzji w 2008 roku, lądowania w Tbilisi odmówiło dwóch pilotów. Jednym z nich był Arkadiusz Protasiuk - kapitan feralnego lotu do Smoleńska. To ustalenia dziennikarzy śledczych RMF FM Marka Balawajdra i Romana Osicy, którzy dotarli do zeznań pilotów 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.

Zeznania te, złożone w związku ze śledztwem ws. smoleńskiej katastrofy, obnażają brak szkoleń i zadziwiające relacje panujące w tym elitarnym zespole pilotów.

W zeznaniach pojawia się także opis lotu prezydenckiego tupolewa do Gruzji. Zarówno piloci 36. specpułku, jak i stewardessy opowiadają dokładnie, co działo się wtedy na pokładzie. Do tej pory wiadomo było, że rozkazu lądowania wydanego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie wykonał tylko pierwszy pilot, Grzegorz Pietruczuk. Teraz okazuje się jednak, że lądowania w Tbilisi odmówiło dwóch pilotów - jednym z nich był Arkadiusz Protasiuk.

Nasi reporterzy ustalili, że po tym, jak Pietruczuk odmówił zmiany planu lotu z Azerbejdżanu do będącej wtedy w stanie konfliktu z Rosją Gruzji, padł rozkaz z Warszawy, by miejsce pierwszego pilota zajął drugi pilot - Arkadiusz Protasiuk. Posiadał on pełne uprawnienia, by jako kapitan pilotować samolot. On również odmówił jednak skierowania się do Tbilisi, argumentując, że samolot polskiego prezydenta może zostać uznany za intruza i zestrzelony.

Sytuacja na pokładzie była nerwowa, bo - jak zeznały stewardessy - prezydent poinformował swoich gości na pokładzie - a było tam m.in. pięciu prezydentów - że wylądują w Tbilisi. Gdy okazało się, że nie ma takiej możliwości, Lech Kaczyński bardzo się zdenerwował.

Zeznania pilotów i stewardess pokazują, że Arkadiusz Protasiuk nie był podatny na presję swoich szefów i - co podkreślają - był osobą, która nie ryzykowała. Także ze względu na fakt, że miał rodzinę i - jak zeznał jeden z pilotów - "miał dla kogo żyć".

Zagadkowe dla wszystkich świadków jest więc to, co stało się 10 kwietnia w kabinie tupolewa i dlaczego Protasiuk zdecydował się zejść poniżej poziomu bezpieczeństwa.

Protasiuk nigdy nie ćwiczył na symulatorze jako pierwszy pilot

Z zeznań, do których dotarli nasi reporterzy, wynika również, że Protasiuk nigdy nie ćwiczył na symulatorze jako pierwszy pilot. Owszem kilkukrotnie ćwiczył na symulatorze, ale jedynie jako drugi pilot i nawigator. To - zdaniem przesłuchiwanych pilotów - karygodny błąd, bo jako dowódca i pierwszy pilot w sytuacjach awaryjnych musiał liczyć tylko na swoją wiedzę teoretyczną i pomoc załogi.

Piloci opisują też dokładnie cały system szkoleń na symulatorze Tu-154. Dawniej - jak podkreślają - były one przeprowadzane regularnie raz w roku. Piloci lecieli do Rosji w czasie, gdy samolot był remontowany. Szkoleń zaprzestano jednak - według relacji przesłuchiwanych przez prokuraturę świadków - gdy dowódcą pułku został Tomasz Pietrzak. Wówczas szkolenie praktyczne zastąpiono jedynie rozmowami z rosyjskimi instruktorami.

W zeznaniach pilotów sporo miejsca zajmuje także postać generała Andrzeja Błasika, szefa wojsk lotniczych, który - według świadków - często miał w zwyczaju zajmować miejsce drugiego pilota i pilotować samolot, podczas gdy wysłany oficjalnie drugi pilot stawał się członkiem załogi. Świadkowie nie wykluczają, że i podczas kwietniowego, tragicznego lotu mogło dojść do takiej sytuacji.