Telefon satelitarny z prezydenckiego samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem, został dezaktywowany kilkadziesiąt minut po katastrofie - dowiedzieli się reporterzy śledczy RMF FM. Podobnie postąpiono z telefonami oraz kartami SIM polskich generałów. Do dzisiaj ten sprzęt nie wrócił jednak do Polski - tak jak broń funkcjonariuszy BOR.

Jak ustalili reporterzy śledczy RMF FM, terminale generałów oraz telefon satelitarny, z którego jeszcze kilkanaście minut przed katastrofą dzwonił Lech Kaczyński, zostały zdezaktywowane zaraz po wypadku. Dokonały tego Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Tę informację potwierdził prokurator generalny Andrzej Seremet.

Oznacza to, że tuż pod katastrofie ten sprzęt stracił wszelkie dane i stał się bezwartościowy. To jest tylko przedmiot, przy pomocy którego odbywano rozmowy - mówi Andrzej Seremet.

Agenci SKW w porozumieniu z operatorami sieci komórkowych i satelitarnych wylogowali z systemu wszystkie telefony posiadające wrażliwe dane. Potwierdzają się więc wcześniejsze informacje dziennikarzy RMF FM o bezużytecznym telefonie satelitarnym prezydenta.

Inaczej sprawa wygląda z bronią oficerów BOR-u, którą znaleziono na miejscu katastrofy. Są to przedmioty, które stanowią dowód w sprawie prowadzonej przez prokuratorów rosyjskich - mówi Seremet.

Prokurator generalny zaznacza, że w ramach współpracy polscy śledczy przesyłają do Rosji materiały na temat pistoletów, które mają posłużyć do ich pełnej identyfikacji (przypisania poszczególnym osobom). Po tej procedurze broń wróci do Polski, jednak może to potrwać jeszcze kilka miesięcy.

Roman Osica