"Komisja Millera powinna mieć do siebie żal" - to komentarz Edmunda Klicha, byłego akredytowanego przy MAK w sprawie ujawnionych przez dziennikarzy RMF FM nowych odczytów zapisów z czarnej skrzynki tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku. Klich zarzuca komisji Millera, że nie zrobiła wcześniej dobrych odpisów, a bazowała jedynie na tych, udostępnionych przez MAK. Zdaniem Klicha, szokujące jest to, ile szumów było w kokpicie pilotów w kluczowym momencie lotu, jakim jest lądowanie.

Magdalena Gawlik RMF FM: Czy nowe stenogramy potwierdzają tezę o naciskach wywieranych na pilotów?

Edmund Klich, b. polski akredytowany przy MAK:  Z tego pobieżnego zapoznania się wynika, że jednak tam, oprócz tego pośredniego nacisku, tej presji psychicznej - bo ja uważam, że każdy pobyt wysokiego przełożonego w kabinie w tak ważnym etapie lotu, to już jest pewna presja - a tutaj są pewne słowa, które jak gdyby potwierdzają to jeszcze bardziej, ale...

To nie jest trochę kompromitacja śledczych, że pracowali na nieczytelnych zapisach?

No nie, właśnie pracowali na dobrych, bo sobie odpisali w lepszy sposób, skopiowali, niż komisja ministra Millera. To bardziej komisja ministra Millera powinna mieć do siebie żal, że wcześniej nie zrobiła tych odpisów dobrych, że bazowała na tych odpisach MAK-u, później z instytutu Sehna i też z Centralnego Laboratorium Kryminalistyki, a powinni zastosować jeszcze inne metody, z instytutów naukowych.

(...)

Tam wszyscy byli pod presją wykonania ważności zadania, prawda. Było ważne, żeby na czas znaleźć się na tym miejscu, bo telewizja, bo prezydent, bo wystąpienie. I wszyscy to czuli. Generał Błasik jako przełożony załogi, moim zdaniem bardzo dobrze, gdyby wszedł do kabiny i powiedział: w takich warunkach nie lądujcie, bo nie ma co tu szukać. Właśnie doświadczenie jego, jako bardziej doświadczonego pilotażowo i odpowiedzialnego, powinno bardziej na takim zachowaniu polegać, niż  być w kabinie i jeszcze w jakiś sposób tam sugerować, nie chcę mówić o naciskach, tylko myśl, że jakoś się uda, prawda, że to nie jest tak źle, ta uwaga (sprawia że - red.), koncentracja się rozmywa.

Te szumy i ten hałas, który panował w kokpicie, mogły mieć wpływ na to, że polecenia z wieży nie docierały w pełni do pilotów?

Tam właściwie poleceń nie było, a polecenie horyzont było już późno podane. Na pewno przeszkadzało to kapitanowi, który jednocześnie pilotował i prowadził korespondencję, co jest niespotykane w lotnictwie, gdzie są załogi dwuosobowe czy wieloosobowe, bo powinien jeden pilotować, drugi prowadzić korespondencję, więc kapitan Protasiuk był tak już nadmiernie obciążony pracą, a jeszcze oprócz tego szum, który mu przeszkadzał w tym wszystkim, jakby nie było, na pewno nie pomagał.

ZOBACZ KONIECZNIE:

RMF ujawnia nowe stenogramy! Publikujemy cały zapis rozmów z tupolewa

Katastrofa smoleńska: RMF FM ujawnia nowy zapis rozmów z tupolewa! Wstrząsające ustalenia