Katastrofa smoleńska jako temat dociekań w Rosji nie istnieje. Żaden tytuł prasowy , żaden znany dziennikarz śledczy nie postanowił zweryfikować "rosyjskiej wersji", słowem - chociaż to brutalne stwierdzenie - nikogo tu nie interesuje, jak było naprawdę. Temat smoleńskiej katastrofy służy wyłącznie polityce.

Oczywiście polityce Kremla wobec Polski, bo tylko najbardziej naiwny z naiwnych może uwierzyć, że chwilę po zakończeniu prac polskich prokuratorów w Komitecie Śledczym rzecznik tegoż Komitetu wypuszcza przez roztargnienie informację adresowaną do globalnych agencji prasowych: "Żadnych materiałów wybuchowych nie było w samolocie. Ustalili  to wspólnie polscy i rosyjscy eksperci". Rzecznik Komitetu Śledczego to nie najemny, niespełniony żurnalista - to facet w stopniu generała, nie używa przypadkowych słów.

Podobnie było ostatnio z artykułem w "Izwiestiach" o tym, że Polacy chcą dla pomnika w Smoleńsku więcej metrów kwadratowych, niż ma Plac Czerwony... kłamstwo pełną gębą, ale ziarno zostało zasiane. Sprostowania polskiej ambasady nikt czytać nie będzie.

Tuż przed trzecią rocznicą atakuje brukowa "Komsomolskaja Prawda". Oskarża, że Polacy szukają dziury w całym, przedłużają śledztwo i czepiają się Bogu ducha winnej Rosji, kiedy już wszystko zostało wyjaśnione. Taki drobny detal, że Rosja również wciąż prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy, umknął dziennikarzowi brukowca, bliskiemu skądinąd Władimirowi Putinowi. I polska ambasada znowu prostuje, wysyłając "Komsomołce" oświadczenie polskiej Prokuratury Generalnej. Z pewnością nikt go nie zamieści, dlatego je zacytuję:

"Przebieg i termin zakończenia polskiego śledztwa prowadzonego w sprawie katastrofy polskiego samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem uzależniony jest m.in. od zakończenia prac zespołu polskich biegłych, a także od pełnej realizacji przez stronę rosyjską wniosków o pomoc prawną. Termin realizacji wniosków polskiej prokuratury kierowanych do strony rosyjskiej zależy tylko i wyłącznie od strony rosyjskiej. Aktualnie polska prokuratura oczekuje od strony rosyjskiej na przekazanie m.in. dwóch rejestratorów lotu, wraku samolotu, a także dokumentacji lotniska Siewiernyj. Nieprawdziwe są więc informacje podawane przez dziennik ‘Komsomolskaja Prawda’, jakoby strona polska celowo opóźniła zakończenie swojego śledztwa. Nieprawdziwą jest także informacja, jakoby jeden z prokuratorów uczestniczących w śledztwie usiłował popełnić samobójstwo".

Piękne i nikomu w Rosji niepotrzebne oświadczenie.

O co nieoficjalnie chodzi Kremlowi

Polscy dziennikarze, ja również, niejednokrotnie próbowaliśmy rozmawiać z rosyjskimi urzędnikami. Co słyszymy w tych półprywatnych rozmowach? Ano słyszymy, że wraku nie oddadzą, bo pozbawiliby się ważnego argumentu. Słyszymy, że rosyjskie śledztwo w sprawie katastrofy zakończy się dopiero wtedy, gdy swe postępowanie zakończą Polacy. Słyszymy w końcu, że nasze pytania o Smoleńsk są nudne i nikogo już nie interesują. Niemniej ten rzekomo nudny temat z wyjątkową przyjemnością wykorzystują, bo wiedzą, jaki oddźwięk ma to w Polsce. Prymitywny, pełen kłamstw i półprawd artykuł w dowolnej gazecie i już w Polsce dyskusja od świtu do zmierzchu, a przecież to w ich wykonaniu komedia - jak dwugłos Putina i Ławrowa, ministra spraw zagranicznych. Pierwszy na konferencji stwierdza, że do śledztwa się nie miesza, nie wie, na jakim jest etapie, ale jeżeli Polacy tak przeżywają, to porozmawia z Bastrykinem, szefem Komitetu Śledczego. Parę  dni później szef rosyjskiej dyplomacji z powagą zapewnia, że nad śledztwem bezpośrednio czuwa nie kto inny jak Władimir Władimirowicz Putin, więc "polscy przyjaciele" powinni być spokojni o jego przebieg.

I w sumie jesteśmy. Jak mówią opozycyjni w stosunku do Kremla politolodzy, prędzej w Moskwie wyrosną palmy, niż ujawniona zostanie cała prawda o smoleńskiej katastrofie.