Na północnym wschodzie Tajlandii uruchomiono pierwszą w tym kraju pływającą farmę słoneczną. To pierwszy krok w planowanej redukcji uzależnienia azjatyckiego królestwa od paliw kopalnych i rozbudowie infrastruktury energii odnawialnej.


W Tajlandii uruchomiono pływającą farmę słoneczną. Ma generować 45 MW

Na północnym wschodzie Tajlandii uruchomiono pierwszą w tym kraju pływającą farmę słoneczną. To pierwszy krok w planowanej redukcji uzależnienia azjatyckiego królestwa od paliw kopalnych i rozbudowie infrastruktury energii odnawialnej.

Tafle złożone w sumie z ponad 144 tys. pływających paneli fotowoltaicznych umieszczono na powierzchni zbiornika tamy Sirindhorn w prowincji Ubon Ratchathani przy granicy z Laosem. Uruchomiona w październiku farma słoneczna rozciąga się na powierzchni 121 hektarów.


Jak informuje singapurska telewizja CNA, pływająca elektrownia słoneczna ma generować 45 megawatów elektryczności i pracować w systemie hybrydowym z działającą już wcześniej hydroelektrownią, z którą dzieli linie przesyłowe. Uzyskana tak energia ma być przesyłana do trzech okolicznych prowincji. Istniejąca już wcześniej elektrownia wodna ma moc 36 MW.

Innowacyjną farmę słoneczną wybudowało konsorcjum, w którego skład wchodzi przedsiębiorstwo B. Grimm Power z siedzibą w Bangkoku i chińska państwowa korporacja China Energy.

EGAT, tajlandzki urząd regulujący produkcję elektryczności, określa całą konstrukcję jako największą hybrydową elektrownię słoneczno-wodną na świecie. Władze zapowiedziały, że w ciągu następnych 16 lat wybudowanych zostanie osiem kolejnych pływających farm fotowoltaicznych na zbiornikach w całym kraju. W kwietniu Reuters cytował szefa budowy, który stwierdził, że po realizacji tego planu hybrydowe elektrownie osiągną moc ok. 2,7 tys. MW.

Jak podaje CNA, sektor energetyczny jest odpowiedzialny za emisję około trzech czwartych dwutlenku węgla produkowanego w Tajlandii. Przez dziesięciolecia kraj był uzależniony od pozyskiwania energii z gazu ziemnego. Około 20 proc. elektryczności jest tam wytwarzana w elektrowniach węglowych.

Tajlandia zadeklarowała neutralność węglową między 2065 a 2070 rokiem

Prasertsak Cherngchawano, wiceszef ds. rozbudowy elektrowni i energii odnawialnej w EGAT poinformował o planach zamknięcia w najbliższej przyszłości działających na północy Tajlandii elektrowni opalanych węglem brunatnym. Ma do tego dojść, gdy kraj zbuduje wystarczający potencjał umożliwiający generowanie elektryczności ze źródeł odnawialnych.

By przeciwdziałać negatywnym skutkom zmian klimatu, niemal 70-milionowa Tajlandia deklaruje redukcję emisji gazów cieplarnianych i neutralność węglową między 2065 a 2070 rokiem. Część ekspertów wskazuje jednak, że to o wiele za mało. Wiele krajów rozwiniętych, a także sąsiednie Laos i Malezja, zapowiedziały, że osiągną neutralność węglową do 2050 roku.

W październiku tajlandzki premier Prayuth Chan-ocha powiedział, że jego kraj będzie się starał pozyskać wsparcie finansowe i ekspertyzę z bogatszych państw, by w większym stopniu korzystać z potencjału odnawialnych źródeł energii.

Naukowcy ostrzegają, że żeby uniknąć katastrofalnych skutków ocieplenia klimatu, świat musi ograniczyć emisję gazów cieplarnianych w stopniu gwarantującym, że średni wzrost globalnych temperatur nie przekroczy 1,5 stopnia Celsjusza powyżej poziomu sprzed rewolucji przemysłowej.

Według opublikowanej w 2019 roku prognozy amerykańskiej organizacji Climate Central powodowane wzrostem temperatur podnoszenie się poziomu mórz może doprowadzić do tego, że Bangkok - stolica Tajlandii - do 2050 roku znajdzie się pod wodą.