Zdalna nauka w klasach I-III sprawi, że będziemy mieli jeszcze większe problemy kadrowe, a już teraz są one potężne - słyszymy od dyrektorów szpitali. Od soboty wchodzi w życie ogólnopolski lockdown, spowodowany drastycznymi skokami nowych zakażeń koronawirusem.

Od poniedziałku uczniowie wszystkich klas przechodzą na naukę zdalną. To oznacza, że najmłodsze dzieci z klas I-III nie pójdą do szkół, tylko zostaną w domach przed komputerami. Konsekwencją mogą być braki kadrowe w szpitalach.

Rodzice - m.in. lekarze i pielęgniarki - będą zostawać w domach, by pilnować dzieci. Przedsmak tego już jest odczuwalny np. na Mazowszu, gdzie dziś jeszcze w klasach I-III obowiązuje nauka hybrydowa.

"Wszyscy są zmęczeni, społeczeństwo jest zmęczone, ale my też"

Będziemy musieli jeszcze częściej wybierać: albo dyżur w szpitalu, albo opieka nad dzieckiem - tak tę sprawę komentują lekarze.

Będą robić wszystko, aby jednak być w szpitalu, przy pacjentach - zapewnia w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Michałem Dobrołowiczem, Patrycja Matczuk, lekarka i mama trójki dzieci.

Pracujemy w jednej pracy do 16:00, a po południu jeszcze w poradni, bo taka jest potrzeba. Staramy się być dla pacjentów na posterunku, ale jest to trudne  - dodaje.

Lekarze mówią, że będą starać się, aby nie musieli prosić o pomoc babć i dziadków - przez ryzyko pandemii. Liczą, że ich dzieci z klas I-III będą mogły spędzić choć część dnia jednak w budynku szkoły, ucząc się zdalnie w świetlicy.

O brakach kadrowych mówi także Paweł Natkowski, dyrektor lecznicy w Ostrołęce.

Brakuje 50 pielęgniarek, a to przenosi się na opiekę nad pacjentami - przyznaje w rozmowie z naszym dziennikarzem Pawłem Balinowskim i oblicza, że te 50 pielęgniarek to około 20 procent wszystkich pracujących w jego szpitalu.

Braki będą jeszcze większe nie tylko ze względu na rozpoczynającą się od poniedziałku naukę zdalną. Problem będzie narastał, bo już teraz są duże kłopoty ze znalezieniem kolejnych rąk do pracy, a personel jest potrzebny w szpitalach tymczasowych.

Ptok: Pielęgniarki już w tej chwili padają na nosy

O ogromnym obciążeniu pracą pielęgniarek w Popołudniowej rozmowie w RMF FM mówiła przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Krystyna Ptok.

Z personelem jest ciężko. (...) Do tych mebli potrzebni są ludzie. (...) Przybywa wyłącznie łóżek, a nie lekarzy czy pielęgniarek. Jest źle - usłyszeliśmy.

Ptok dodała, że "sytuacja jest katastrofalna" i ona gotowa jest stanąć dziś na czele strajku pielęgniarek.

Pielęgniarki już w tej chwili padają na nosy. Sytuacja przenoszenia z miejsca na miejsce, praca na trzech etatach - minister zdrowia powinien bić głęboki pokłon - dodaje Krystyna Ptok.

Szefowa OZZPiP zapewniła jednak, że ewentualne protesty nie zaszkodzą pacjentom.