Brytyjski premier Boris Johnson tłumaczy, że uczestniczył w imprezach na Downing Street przez krótki czas i nie wiedział wtedy, że "trwały one znacznie dłużej, niż było to konieczne". W ten sposób ustosunkował się do raportu w sprawie imprez w rządowym budynku w czasie restrykcji covidowych. Raport autorstwa Sue Gray jest druzgocący.

Boris Johnson ponowił w Izbie Gmin złożone już wcześniej przeprosiny za imprezy na Downing Street w czasie pandemii koronawirusa i zapewnił, że bierze na siebie pełną odpowiedzialność za wszystko, co wydarzyło się pod jego nadzorem. Jednocześnie zwrócił uwagę na kontekst tych wydarzeń. Wskazywał, że ludzie na Downing Street, którzy bezpośrednio reagowali na pandemię Covid-19, bez przerwy wówczas pracowali po godzinach, co powodowało, że zacierała się granica między życiem zawodowym a prywatnym.

Mówiąc o swoim udziale w spotkaniach, wyjaśnił, że poszedł podziękować pracownikom, bo jest to "jeden z podstawowych obowiązków lidera", aby utrzymać morale na jak najwyższym poziomie podczas intensywnego okresu walki z pandemią.

"Niektóre z tych spotkań trwały znacznie dłużej niż było to konieczne i wyraźnie naruszały zasady" - przyznał Johnson, ale dodał: "Nie miałem wiedzy na temat tych późniejszych działań, ponieważ mnie tam nie było".

Premier powiedział, że był tak samo "zaskoczony i rozczarowany jak wszyscy w tej Izbie, gdy te rewelacje" wyszły na jaw i że był "zbulwersowany" niektórymi zachowaniami opisanymi w raporcie.

Zaprzeczył, jakoby skłamał w Izbie Gmin, mówiąc wcześniej, że nie złamano żadnych zasad.

W środę przed południem opublikowana została pełna, licząca 37 stron, wersja raportu Sue Gray, która badała okoliczności 16 nieformalnych spotkań na Downing Street i w innych budynkach rządowych, które odbywały się wiosną i późną jesienią 2020 roku oraz wiosną 2021 roku, w czasie gdy obowiązywały wprowadzone przez rząd restrykcje z powodu pandemii koronawirusa.

W raporcie wskazano m.in., że Johnson sam przyniósł wino i ser na jedno ze spotkań w ogrodzie Downing Street, że jego były prywatny sekretarz zaprosił na inne ze spotkań 200 osób, była szefowa ds. etyki przyniosła na spotkanie sprzęt do karaoke, na tym samym jeden z uczestników wypił tak dużo, że wymiotował, a dwóch innych wdało się w bojkę, a po quizie świątecznym uczestnikom polecono, by wyszli tylnymi drzwiami, bo byli tak pijani.

Szczególne oburzenie wzbudziły informacje, że uczestnicy tych spotkań lekceważąco się odnosili do personelu sprzątającego i ochroniarzy na Downing Street.

Sue Gray napisała w raporcie, że wyższe kierownictwo Downing Street - zarówno polityczne jak i urzędnicze - musi ponieść odpowiedzialność za kulturę imprezowania, która się wytworzyła, a "choć nie ma usprawiedliwienia dla niektórych z opisanych tu zachowań, ważne jest, aby przyznać, że osoby na najniższych stanowiskach uczestniczyły w spotkaniach, na których ich przełożeni byli obecni, a nawet je organizowali".

Podczas debaty po oświadczeniu premiera lider opozycyjnej Partii Pracy Keir Starmer mówił, że Johnson okazał "całkowitą pogardę" dla opinii publicznej, a raport Sue Gray pokazał "pychę i arogancję" rządu. Oświadczył, że nadszedł czas, aby Johnson "spakował manatki" oraz aby "przywrócić godność" urzędowi premiera.