Prezydent Chin Xi Jinping przekazał Kim Dzong Unowi dużą ilość luksusowych darów, za które północnokoreański dyktator kupuje lojalność swoich stronników w kraju - podał japoński tygodnik "Nikkei Asian Review", powołując się na anonimowe źródła.

Upominki zostały wręczone w czasie niedawnej nieoficjalnej wizyty Kima i jego żony w Pekinie. Chińskie komunikaty nie wspominają wprawdzie o prezentach, ale oficjalna północnokoreańska telewizja KCNA poświęciła ponad minutę swojej obszernej relacji z tego wydarzenia na ujęcia pierwszych par ChRL i KRLD oglądających drogie dary.

Hongkoński dziennik "Apple Daily" wycenił upominki widoczne na nagraniu wyemitowanym przez KCTV na co najmniej ok. 2,5 mln juanów (ponad 1,3 mln zł). Były wśród nich porcelanowe zastawy stołowe, wyroby jedwabne i butelki luksusowego chińskiego trunku moutai z lat 80. i 90.

Południowokoreański dziennik "Dzoson Ilbo" zauważa, że podarki są naruszeniem rezolucji ONZ, która zakazuje wręczania północnokoreańskim władzom prezentów o wartości powyżej 100 USD i towarów luksusowych, takich jak wyroby porcelanowe.

Według źródeł "Nikkei Asian Review" darów było prawdopodobnie jeszcze więcej. Poza moutaiem wśród prezentów, jakie Kim otrzymał w Pekinie, były przednia whisky, zagraniczne towary luksusowe, takie jak zegarki czy papierosy - powiedział zaznajomiony z relacjami Pekin-Pjongjang rozmówca japońskiej gazety. Dodał, że północnokoreańscy przywódcy obdarowują takimi rarytasami wysokich dygnitarzy reżimu, czym zapewniają sobie ich lojalność.

Chęć zabrania dużej ilości towarów była według źródeł tygodnika jednym z powodów, dla których Kim przybył do Pekinu pociągiem. Jego ojciec Kim Dzong Il i dziadek Kim Ir Sen jeździli koleją, gdyż bali się latać, ale młody Kim studiował w Szwajcarii i wielokrotnie wsiadał wcześniej do samolotów. Użycie pociągu pokazuje, jak poważne są braki niektórych dóbr luksusowych w Korei Północnej, częściowo z powodu braku zagranicznych walut - stwierdził rozmówca gazety.

A jednak - zauważa "Nikkei Asian Review" - najcenniejszym darem, jaki Kim wyniósł z wizyty w Pekinie, jest poparcie Chin przed jego zaplanowanym na maj spotkaniem z prezydentem USA Donaldem Trumpem. Kim widział, że stosunki między USA a Chinami szybko się pogarszają, zarówno w kwestiach politycznych, jak i gospodarczych, i zobaczył okazję, aby wbić pomiędzy nich klin (...). Kim prawdopodobnie nie ma zamiaru zrezygnować z programu atomowego - powiedziało jedno ze źródeł.

Reżim deklarował, że jest skłonny dyskutować na temat denuklearyzacji, ale podobne zapowiedzi padały wcześniej z ust Kim Ir Sena i Kim Dzong Ila, którzy w tajemnicy kontynuowali program atomowy.

Z kolei dla Xi przyjęcie Kima mogło być motywowane czymś więcej niż chęcią zaprezentowania się jako "starszy brat" i udowodnienia światu, że Chiny wciąż liczą się w kwestii Półwyspu Koreańskiego. Xi obawia się, że Trump i Kim mogą ubić "wielki interes" i całkowicie zmienić układ sił w Azji Północno-Wschodniej - pisze japoński tygodnik.

Zgodnie z tym scenariuszem Korea Północna mogłaby sprzymierzyć się z USA, by powstrzymać ekspansję Chin w Azji. Kim wykorzystałby wówczas sztuczkę znaną ze starożytnej chińskiej myśli strategicznej: zaprzyjaźnić się z odległym państwem, by zaatakować sąsiada - zauważa "Nikkei Asian Review".

(az)