Stosunki Polski z Koreą Północną są sprowadzone do minimum. Jesteśmy tam po to, by utrzymać kanały komunikacji i wspomóc każdą szansę rozmów, w jakimkolwiek formacie – mówi w wywiadzie dla RMF FM Krzysztof Ciebień, ambasador RP w Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej. O pracy w Pjongjangu, roli Polski w próbach uspokojenia sytuacji w regionie oraz obecności naszego kraju w historii Korei Północnej rozmawiał z nim reporter RMF FM Paweł Balinowski.

Stosunki Polski z Koreą Północną są sprowadzone do minimum. Jesteśmy tam po to, by utrzymać kanały komunikacji i wspomóc każdą szansę rozmów, w jakimkolwiek formacie – mówi w wywiadzie dla RMF FM Krzysztof Ciebień, ambasador RP w Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej. O pracy w Pjongjangu, roli Polski w próbach uspokojenia sytuacji w regionie oraz obecności naszego kraju w historii Korei Północnej rozmawiał z nim reporter RMF FM Paweł Balinowski.
Ambasador Krzysztof Ciebień /MSZ /Materiały prasowe

Paweł Balinowski: Panie ambasadorze, praca dyplomaty jest w ogóle interesująca...  wiele osób niewiele o niej wie. Domyślam się, że praca dyplomaty w takim państwie jak Korea Północna to jest duże i jeszcze ciekawsze wyzwanie...

Krzysztof Ciebień: Praca w KRLD i w Pjongjangu, jeśli chodzi o charakter pracy dyplomaty, pozostaje taka sama, jak wszystkich moich kolegów na innych placówkach. Dodać oczywiście należy specyfikę tego kraju. Są to nieco trudniejsze warunki funkcjonowania, ale zadania spełniamy te same i podstawowym zadaniem jest obrona interesów Polski, kreowanie wizerunku Polski, jako kraju współczesnego, demokratycznego i rozwijającego się.

Jak wyglądają w tym momencie stosunki Polski i Korei Północnej? Domyślam się, że nie są aż tak rozwinięte, jak w innych przypadkach.

Powiedziałbym, że są pasywne. Stosunki Polski z KRLD są w tej chwili również wykładnią stosunków Unii Europejskiej z KRLD, naszych sojuszników, partnerów strategicznych, a to jak pan i państwo doskonale rozumiecie, wynika z dość określonej polityki, którą prowadzi rząd KRLD, która to polityka ogranicza nasze możliwości działania i oddziaływania. Niestety. Stąd są też one sprowadzone praktycznie do minimum.

Ta określona polityka, jak to pan to dyplomatycznie określił, jest coraz bardziej "na językach". Mówi się, że sytuacja jest tak napięta, jak nigdy nie była. Jak to wygląda od środka? Rzeczywiście ta sytuacja jest tak napięta, że można powiedzieć, iż w niedawnej historii jeszcze taka nie była?

To jest słuszne określenie. My jesteśmy bardzo zaniepokojeni i rozwojem sytuacji na Półwyspie Koreańskim, i powodującym ten rozwój programem rakietowym i nuklearnym, który realizowany jest przez Koreę Północną. To stwarza zagrożenie nie tylko dla regionu, dla Półwyspu Koreańskiego, nie tylko Azji Wschodniej, ale ma o wiele, wiele szerszy wymiar.

Co może w tym momencie robić świat? Jakie są możliwości i jakie są w tym momencie, pana zdaniem, najlepsze ruchy?

Ruchy są trudne, bowiem stopień komunikacji, bądź możliwości komunikowania się z władzami KRLD, jest dość ograniczony. Myślę, że świat robi wszystko to, co powinien zrobić. Działania, które podejmuje Rada Bezpieczeństwa ONZ, zmierzają do tego, żeby w końcowym efekcie usiąść do stołu rozmów. Droga pokojowa, droga negocjacji jest, według mnie, jedyną słuszną drogą do rozwiązania tej kwestii i tego problemu. Cały pakiet sankcji, który został wprowadzony, nie został wprowadzony po to, żeby tylko je wprowadzić. To nie są sankcje dla sankcji. Sankcje są instrumentem, by dać w bardzo wyraźny sposób znać władzom KRLD, jak świat traktuje to zagrożenie. Mają uzmysłowić, że świat chce pokoju i chce rozmawiać.

To zaniepokojenie rozwojem sytuacji w regionie jest wyrażane od jakiegoś czasu, a i tak mamy cały czas do czynienia z kolejnymi próbami rakietowymi, ostatnio z próbą bomby wodorowej. Mówi się o kolejnych, które nadchodzą. Czy widać jakąkolwiek reakcję ze strony koreańskiej, która świadczyłaby o tym, że oni rzeczywiście do tego stołu chcą usiąść, czy nadal ich trzeba do tego "motywować" sankcjami?

Proszę pana, ja nie jestem tylko zawodowym dyplomatą, ale również zawodowym optymistą. W związku z tym, mam nadzieję, że ta presja, którą wywiera społeczność międzynarodowa na Koreę Północną, przyniesie pozytywne rezultaty. Polsce szczególnie zależy na pomyślnym, pokojowym rozwiązaniu tej kwestii, doprowadzeniu do stołu rozmów wszystkich zainteresowanych. Polska jest obecna dyplomatycznie w Korei Północnej od 1948 roku. Byliśmy trzecim krajem, który uznał KRLD. Od 1953 roku, po podpisaniu traktatu rozejmowego po wojnie koreańskiej Polska została członkiem Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych w Korei (KNPN) i pozostaje członkiem tejże Komisji. Na dobrą sprawę, w świetle prawa międzynarodowego, jest to w tej chwili, jedyny funkcjonujący mechanizm kontrolny, który funkcjonuje na Półwyspie Koreańskim. Niedawno odbyły się konsultacje państw członkowskich KNPN, tu w Warszawie. To są w tej chwili trzy państwa - Szwecja, Szwajcaria i Polska - wszystkie oferują wszelką możliwą pomoc i wsparcie dla pokojowego rozwiązania, dla procesu normalizacji, dla deeskalacji sytuacji na Półwyspie.

Powiedział pan, że jest pan zawodowym optymistą. Jako człowiek, optymista oczywiście, nie odczuwa pan pewnej obawy będąc tam na miejscu w Pjongjangu, wiedząc, że sytuacja stoi na ostrzu noża?

Mówi pan o obawie osobistej, zawodowej?

Zawodowej i osobistej. Obawy o to, że sytuacja może się na tyle zmienić, że dla pana, dla pana współpracowników będzie bardzo trudna, niebezpieczna...

Ta sytuacja już nie jest łatwa, dlatego że żyjemy pod presją, żyjemy w napięciu. Jest to dość małe środowisko międzynarodowe, tam są 23 placówki tylko, w tym 7 unijnych. Oczywiście ta sytuacja nie może nie oddziaływać na psychikę. Jeżeli ja się obawiam o cokolwiek, to się obawiam o swoich pracowników. Natomiast ryzyko jest wkalkulowane w zawód dyplomaty. Działamy w różnych miejscach. To nie jest tylko Korea Północna, jesteśmy w innych zapalnych miejscach świata i bierzemy pod uwagę to ryzyko. Jesteśmy tam po to, żeby utrzymać kanały komunikacji, by mieć taką możliwość. Jeżeli zaistnieje jakakolwiek szansa na wsparcie rozmów w jakimkolwiek formacie, musimy tam być, żebyśmy mogli ją wspomóc.

Co Koreańczycy z KRLD wiedzą o Polsce i Polakach? Jeśli się nie mylę, to na uniwersytecie w Pjongjangu jest polonistyka... czy to tylko ciekawostka, czy coś więcej?

Polska była trzecim krajem, który uznał dyplomatycznie nowe państwo KRLD. W okresie wojny koreańskiej przyjęliśmy około 1800 koreańskich sierot wojennych w ramach pomocy. W swoim czasie, też w tym okresie, zbudowaliśmy szpital ortopedyczny w jednym z miast. Funkcjonuje on zresztą do dziś i ciągle zwany jest polskim szpitalem. Te elementy naszej obecności są pamiętane, jest określony bagaż sympatii do naszego kraju, niezależnie od tego, że Polska się zmieniła. Stąd też, na marginesie mówiąc, polskiemu ambasadorowi funkcjonującemu w tamtych uwarunkowaniach jest czasami łatwiej dotrzeć do partnerów koreańskich, aniżeli naszym partnerom np. z Unii Europejskiej.

Jeżeli wejdziemy na stronę internetową Korei Północnej w Warszawie znajdziemy zakładkę "turystyka" - czyli daje się nam znać, że możemy tam pojechać. Czy turyści z Polski się zdarzają? Czy jeżdżą do KRLD i starają się poznać ten kraj?

Taka turystyka, jaką my rozumiemy, to jest tylko forma zorganizowana przez koreańskie biuro podróży i to są z reguły takie wycieczki ośmiodniowe, pokazujące - według gospodarzy - najciekawsze miejsca. Gdyby to była inna sytuacja, zachęcałbym serdecznie, natomiast w obecnej sytuacji nie rekomendowałbym lub raczej sugerowałbym powstrzymanie się od wyjazdów turystycznych do tego kraju.

Jak pan widzi dalsze lata swojej pracy? Mówił pan o tym, że Polska chciałaby brać udział - w miarę swoich możliwości - w deeskalacji tej trudnej sytuacji. Jakie są te możliwości?

My czynimy takie wysiłki cały czas, zarówno dwustronnie, jak i w ramach działań szefów placówek unijnych. Staramy się oddziaływać na naszych partnerów w koreańskim MSZ, w innych instytucjach, staramy się tłumaczyć, że ta droga prowadzi donikąd. Ja staram się propagować osiągnięcia Polski i polskich przemian. Zdaję sobie sprawę, że to nie może tam się zdarzyć z dnia na dzień, ale próbuję przestawić, że istnieje droga pokojowych przemian, gdzie społeczeństwo może osiągnąć o wiele lepszą sytuację. Zgłaszamy też protesty wobec niebezpiecznych działań, to jest też sygnał zaniepokojenia. Zgromadzonych doświadczeń mamy masę - ale nie dostrzegamy wielkiej chęci skorzystania z tych doświadczeń.

Jeszcze kwestia Chin - mówi się, że ten kraj może odegrać kluczową rolę w złagodzeniu i zażegnaniu kryzysowej sytuacji. Czy rzeczywiście tak jest, że w Pjongjangu postrzega się Chiny jako najważniejszy odważnik na wadze losów tego regionu?

To bardzo trudne pytanie, bo Chiny oczywiście uważane są za najbliższego sojusznika KRLD, czemu obecnie Chiny dają trochę inny wyraz, podkreślając obecnie, że ich możliwości oddziaływania są dość ograniczone. Po drugie, Chiny przypominają, że potrzebne są wysiłki również innych zainteresowanych partnerów... ja mogę powiedzieć to, co słyszę od swojego kolegi, ambasadora chińskiego. Podkreśla on, że jednomyślne przyjęcie ostatniej rezolucji przez Radę Bezpieczeństwa ONZ, świadczy o tym, że Chiny w tym momencie jednoczą się z wysiłkami społeczności międzynarodowej.  Na ile są w stanie jeszcze mocniej wywrzeć presję na kierownictwo KRLD... to jest niezwykle skomplikowane pytanie.

Czy widzi pan w tym momencie realną szansę, by w najbliższym czasie strony - teraz mocno poróżnione i zwaśnione - usiadły do stołu i porozmawiały o tym, co się dzieje i jak zażegnać tę sytuację?

Pytanie za milion... gdybyśmy to wiedzieli, pewnie nie byłoby tej rozmowy. Sytuacja ciągle jest niepokojąco napięta, to co nam pozostaje, to czynić maksymalne wysiłki na różnych frontach, żeby do tych rozmów doprowadzić. Polska jest gotowa wesprzeć wszystkie wysiłki w tym kierunku jako kraj, jako członek Unii Europejskiej i jako członek Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych w Korei. 

(mpw)