Amerykańscy politycy w pośpiechu wycofują poparcie dla przepisów antypirackich SOPA i PIPA. Na pytanie o przyszłość internetu odpowiadają bardzo ostrożnie, bo właśnie zdali sobie sprawę, że jawne poparcie zmian to niemal polityczne samobójstwo. Obie izby Kongresu odłożyły prace nad ustawami "na później".

Zobacz również:

Politycy, którzy jeszcze kilka dni temu twierdzili, że natychmiast należy wprowadzić zmiany, złagodzili swój ton wypowiedzi. Polityczni liderzy i autorzy zmian przełożyli głosowania. Wszystko pod naciskiem milionów internautów. Wysłuchałem uwag krytyków na temat zaproponowanych ustaw antypirackich i poważnie do nich podszedłem - mówi kongresmen Lamar Smith, przewodniczący komisji sprawiedliwości.

Od dawna politycy w USA nie mieli takiego problemu. Z jednej strony miliony zirytowanych Amerykanów, którzy decydują o ich politycznych karierach. Z drugiej - firmy działające w show-biznesie, którym zależy na wprowadzeniu zmian, i które często nie szczędzą dolarów na kampanie przychylnych im polityków.

SOPA i PIPA są skierowane przeciw pirackim portalom z zagranicy, które zapewniają darmowy dostęp do chronionych prawami autorskimi utworów za pośrednictwem popularnych wyszukiwarek, jak google.com.

Krytykowane projekty ustaw pozwalają właścicielom praw autorskich na uzyskanie sądowego nakazu zablokowania dostępu do linków do nielegalnych portali. Przewidują też sankcje wobec firm, które zapewniają taki dostęp. Zabraniają też zamieszczania ogłoszeń w portalach naruszających prawa autorskie.