Dziewięciu Rosjan zginęło w październiku na zachodzie Syrii, gdy rebelianci ostrzelali ich bazę z moździerzy - poinformował dziennik "Wall Street Journal". Zdaniem ekspertów, incydent ten pokazuje, że Moskwa wykorzystywała najemników do "quasi-wojskowych zadań", dzięki czemu unikała zarówno politycznych konsekwencji, jak i problemów związanych ze śmiercią rosyjskich żołnierzy za granicą.

Dziewięciu Rosjan zginęło w październiku na zachodzie Syrii, gdy rebelianci ostrzelali ich bazę z moździerzy - poinformował dziennik "Wall Street Journal". Zdaniem ekspertów, incydent ten pokazuje, że Moskwa wykorzystywała najemników do "quasi-wojskowych zadań", dzięki czemu unikała zarówno politycznych konsekwencji, jak i problemów związanych ze śmiercią rosyjskich żołnierzy za granicą.
zdj. ilustracyjne /Khader/Pacific Press/ABACAPRESS.COM /PAP/EPA

Rosjanie zabici w Syrii pracowali dla firmy najemniczej OSM - stwierdził dziennikarz i były doradca ds. bezpieczeństwa Denis Korotkow. Nieoficjalnie znana jest ona jako grupa Wagnera, od pseudonimu jej szefa - byłego oficera wywiadu wojskowego, który służył w misjach podczas kilku konfliktów od rozpadu ZSRR w 1991 r.

Grupa Wagnera "to pierwsza próba (podjęta w Rosji) stworzenia prywatnej firmy najemniczej na wzór Blackwater" - powiedział Konowałow, który doradza politykom, chcącym znieść obowiązujący w rosyjskim prawie zakaz działalności firm najemniczych.

"WSJ" zauważa jednak, że w przeciwieństwie do amerykańskiej Blackwater, rosyjskie ministerstwo obrony nigdy oficjalnie nie uznało istnienia grupy Wagnera.

Syria nie była pierwszą misją OSM. Według trzech rozmówców "WSJ" - Korotkowa, szefa moskiewskiego think tanku i doradcy ds. wojskowych Iwana Konowałowa oraz anonimowego przedstawiciela władz zbliżonego do rosyjskiego resortu obrony - grupa prowadziła wcześniej działania na wschodzie Ukrainy, gdzie jej najemnicy odpowiadali za ochronę fabryk i przywódców prorosyjskich separatystów.

Według źródła zbliżonego do rosyjskiego ministerstwa obrony grupa Wagnera w Syrii liczyła ok. 1000 osób, które - w przeciwieństwie do lekko uzbrojonych funkcjonariuszy zachodnich firm najemniczych - mieli na wyposażeniu czołgi T-90 i granatniki. Nie jest jasne, czy poza ochroną instalacji rządowych ich misja w Syrii obejmowała także czynny udział w walce.

Prezydent Rosji Władimir Putin nigdy nie potwierdził, że jego kraj bezpośrednio angażował się militarnie na Ukrainie, choć niedawno przyznał, że są w tym kraju Rosjanie wykonujący zadania wojskowe. Kreml nie odniósł się też do sprawy dziewięciu zabitych w Syrii rosyjskich najemników.