Zapowiedziana przez Izrael inwazja lądowa na Strefę Gazy wisi w powietrzu. Dla ponad 2 mln Palestyńczyków skupionych na skrawku nadmorskiego terytorium atak, nazwany przez Izrael operacją „Żelazny Miecz”, wiązałby się z nieuchronną masakrą. Czym natomiast dla Izraela, który powołuje się na prawo odwetu za atak Hamasu z 7 października, może stać się najazd na gęsto zaludnioną enklawę?

Autorzy analizy zamieszczonej w portalu The Hill - Brad Dress i Ellen Mitchell - przestrzegają, że każda operacja naziemna może przerodzić się w długotrwałe krwawe walki miejskie, gdzie wojsko zdobywać będzie budynek po budynku, a w trakcie takich działań bardzo rośnie ryzyko wysokich strat wśród ludności cywilnej.

Jak podają źródła palestyńskie, już teraz izraelskie bomby zabiły w Gazie ponad 5 tys. jej mieszkańców, a wkroczenie armii lądowej oznacza, że tych ofiar będzie wielokrotnie więcej. Autorzy publikacji cytują Davida Cortrighta, emerytowanego profesora Uniwersytetu Notre Dame, który przestrzega, że "współczucie świata przenosi się już z niewinnych Izraelczyków zamordowanych przez terrorystów z Hamasu, na palestyńskie dzieci w Gazie, które umierają pod izraelskimi bombami".

Już podczas ograniczonego najazdu armii izraelskiej na Gazę w 2014 r. liczba ofiar cywilnych po stronie palestyńskiej wyniosła ok. 1600 zabitych i 10 tys. rannych, a efekty militarne tej operacji okazały się nieznaczne.

Zdaniem autorów publikacji w The Hill tym razem Izrael - jeżeli zgodnie z zapowiedziami chce zniszczyć Hamas - musi się liczyć ze znacznymi stratami wśród swoich żołnierzy. Hamas, ukryty w sieciach podziemnych tuneli pod Gazą, może zadawać siłom izraelskim celne i bolesne ciosy. Ewentualne koszty takiej inwazji są trudne do oszacowania, a samo trzymanie pod bronią rekordowej liczby rezerwistów (powołano do armii dodatkowych 360 tys. osób) musi być ograniczone czasowo. 

Niszczenie Hamasu - piszą autorzy analizy - nie będzie odbywać się w próżni. Świat będzie oglądał wstrząsające obrazy zniszczenia i śmierci, a poparcie opinii publicznej dla walki podjętej w imię likwidacji terrorystów zacznie słabnąć. 

"Izrael stoczył już cztery wojny z Hamasem i każda próba zniszczenia tej grupy kończyła się niepowodzeniem" - przestrzegają Brad Dress i Ellen Mitchell. 

The Hill każe też spoglądać na to, co dzieje się na północnej granicy Izraela, gdzie dochodzi do wymiany ognia z libańskim Hezbollahem. Wspierane przez Iran ugrupowanie może przystąpić do pełnowymiarowej walki z Izraelem i otworzyć drugi front wojny, gdyby groźba likwidacji Hamasu stała się realna - wskazują autorzy tekstu - a to z kolei zwiększa ryzyko rozszerzenia się konfliktu.

"Świat arabski już wybuchł gniewem z powodu konfliktu w Strefie Gazy i solidaryzuje się z narodem palestyńskim w obliczu intensywnej izraelskiej kampanii bombardowań" - zauważa The Hill.

Przedłużające się walki w Strefie Gazy "niosą ze sobą poważne ryzyko wywołania większego gniewu na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej (...)". 

"Mogłoby to zniweczyć wysiłki dyplomatyczne zmierzające do normalizacji stosunków między Izraelem a Arabią Saudyjską, a także doprowadzić do jeszcze większej izolacji Izraela w regionie" - ostrzegają Brad Dress i Ellen Mitchell.