Yursa Mardini w 2012 roku reprezentowała Syrię na pływackich mistrzostwach świata. We wrześniu 2015 roku, ze względu na wojnę domową, musiała uciec z ojczyzny. Razem ze swoją siostrą Sarah dostały się do Libanu, a później do Turcji, gdzie zapłaciły przemytnikom, by przetransportowali je do Grecji. Transport został jednak cofnięty przez grecką straż graniczną. Druga próba ucieczki do "lepszego świata" już się powiodła, ale nie była łatwa. Do Europy przypłynęłam łodzią wraz z 20 innymi osobami. Po mniej więcej 15-30 minutach silnik przestał działać i resztę trasy musieliśmy pokonać wpław. Miałam wtedy na sobie tylko dżinsy i t-shirt, straciłam wszystko, włącznie z klapkami - opowiada Yursa. Dziewczyny w ten sposób dotarły na brzeg wyspy Lesbos, skąd później przedostały się do Niemiec, do jednego z obozów dla uchodźców w okolicach Berlina. Jako, że zarówno Yursa jak i Sarah są dobrymi pływaczkami, to udały się do zapisały się do lokalnego klubu pływackiego. Po tym jak MKOl wyraził zainteresowanie objęciem patronatem startu reprezentacji uchodźców na igrzyskach w Rio, Syryjka zaczęła ćwiczyć pod ewentualny start na najważniejsze imprezie świata.

ENEX/x-news

(az)