Konflikt wokół przyjmowania masowo napływających uchodźców to „najpoważniejszy wewnętrzny kryzys polityczny w historii Unii Europejskiej! Nie chodzi w nim bowiem tylko o kwestie ekonomiczno-finansowe, ale o europejską tożsamość!” – alarmuje renomowany politolog Dominique Moisi, który jest specjalnym doradcą Francuskiego Instytutu Relacji Międzynarodowych. Rozmawiał z nim paryski korespondent RMF FM Marek Gładysz.

Konflikt wokół przyjmowania masowo napływających uchodźców to „najpoważniejszy wewnętrzny kryzys polityczny w historii Unii Europejskiej! Nie chodzi w nim bowiem tylko o kwestie ekonomiczno-finansowe, ale o europejską tożsamość!” – alarmuje renomowany politolog Dominique Moisi, który jest specjalnym doradcą Francuskiego Instytutu Relacji Międzynarodowych. Rozmawiał z nim paryski korespondent RMF FM Marek Gładysz.
Uchodźcy na torach przy granicy serbsko-chorwackiej /ANTONIO BAT /PAP/EPA

Dominique Moisi podkreśla, że trudno na razie przewidzieć, jak skończy się ten unijny kryzys polityczny. "Czy to już koniec istnienia Strefy Schengen? Czy przywrócone zostaną wszędzie granice? Na razie jest jeszcze trochę za wcześnie, by to przewidzieć. Tożsamość europejska zostanie zdefiniowana w zależności od tego, jak potraktujemy uchodźców. Wyraźnie powraca jednak przeprowadzony przez byłego sekretarza obrony USA Donalda Rumsfelda podział na "starą" i "nową" Europę. Do tego - w szerszym kontekście -  kwestia uchodźców stała się też katalizatorem pogłębiającej się nieufności wobec unijnych instytucji" - sugeruje Moisi.

Czy Unii Europejskiej grozi otwarty dyktat Niemiec? To pytanie stawia coraz więcej obserwatorów zaniepokojonych niedawnymi groźbami szefa niemieckiego MSW Thomasa de Maiziere’a w sprawie finansowego "ukarania" Polski i innych krajów Grupy Wyszehradzkiej za spory wokół przyjmowania imigrantów. Dominique Moisi sugeruje, że dotychczasowy francusko-niemiecki motor UE przestaje być widoczny. Rolę zdecydowanego unijnego lidera zaczęły przejmować władze w Berlinie. Znany politolog podkreśla, że Niemcy, które jako pierwsze przywróciły kontrole graniczne w Strefie Schengen w związku z masowym napływem uchodźców, z jednej strony przestały kontrolować sytuację, a z drugiej chciały w ten sposób wywrzeć presje na resztę UE. "To prawda, że rozwój sytuacji zaczął wymykać się spod jakiejkolwiek kontroli i trzeba było położyć temu kres. Niemcy zdały sobie sprawę, że nie mogą przyjąć wszystkich napływających uchodźców. Z drugiej strony kraj ten, który jest największą europejską potęgą ekonomiczną, postanowił przejąć również rolę lidera politycznego i moralnego w Unii, bo stanowisko Francji było dużo mniej wyraziste" - wyjaśnia Moisi paryskiemu korespondentowi RMF FM Markowi Gładyszowi.

Niektórzy obserwatorzy stawiają pytanie: czy Unia Europejska stosuje różne miarki wobec Wielkiej Brytanii i Węgier? Zauważają oni, że premier Victor Orban jest niezwykle ostro krytykowany za wznoszenie ogrodzeń wzdłuż węgierskiej granicy - natomiast budowanie jeszcze wyższych ogrodzeń w Calais we Francji, by uniemożliwić przedostanie się tysięcy uchodźców na Wyspy, jest uważane za całkowicie normalne. Francuskie MSZ sugeruje, że ogrodzeń w Calais i na węgierskiej granicy nie można porównywać, bo Wielka Brytania nie należy do Strefy Schengen. Wielu obserwatorów zauważa jednak, że tysiące imigrantów koczujących w obozowiskach w Calais nie chce złożyć wniosków o azyl polityczny w Strefie Schengen, tylko właśnie na Wyspach - i nikt nie jest w stanie ich zmusić do zmiany zdania. Wielka Brytania pozostaje więc w pewnym sensie obwarowaną twierdzą. Premier David Cameron zgodził się wprawdzie przyjąć 20 tysięcy uchodźców z Syrii, ale poza unijnymi kwotami. Nie będzie chodziło o uchodźców próbujących przedostać się do UE przez Morze Śródziemne, tylko o Syryjczyków, którzy przybędą na Wyspy bezpośrednio z obozów w Turcji, Libanie i Jordanii. "Stanowisko Wielkiej Brytanii jest bardzo interesujące. Po raz kolejny kraj ten pozostaje z boku i czeka, by zobaczyć, jak sytuacja się rozwinie" - tłumaczy Moisi.

Zobacz również:

Znany paryski politolog sugeruje też, że wojenny chaos w Syrii i burza wokół masowego napływu uchodźców z tego kraju do Europy są bardzo korzystne dla Kremla. Wzmacniając bezpośrednie wsparcie wojskowe dla reżimu Baszara el-Asada Rosja próbuje odbudować swoje wpływy na Bliskim Wschodzie i korzysta z wewnętrznych sporów w Unii, by odwrócić uwagę opinii publicznej od Ukrainy. Dominique Moisi sugeruje, że to dla Putina idealna sytuacja. "Rosyjska strategia jest prosta. Moskwa mówi Zachodowi - potrzebujecie mnie na Bliskim Wschodzie w walce przeciwko Państwu Islamskiemu? Zostawcie mi więc wolną rękę na Ukrainie, która i tak w praktyce mało was interesuje. I niestety Zachód zgadza się na to przymykanie oczu" - wyjaśnia Moisi. Sytuacja w Syrii jest jego zdaniem tym bardziej skomplikowana, że w praktyce państwo to już przestało istnieć, bo reżim Baszara el-Asada kontroluje już tylko jego niewielką część.

Marek Gładysz, RMF FM

(mn)