"Na coś takiego nie można się przygotować psychicznie, emocjonalnie" - powiedziała PAP siostra Maryi Kalesnikawej Taccjana Chomicz o zatrzymaniu opozycjonistki, postawionych zarzutach i aresztowaniu. "Mieliśmy jednak świadomość, że to może się zdarzyć" - dodała.

Te dwa dni, kiedy nie wiedzieliśmy, co się z nią dzieje, były straszne. Jednak my, jej rodzina, nie mamy prawa się poddawać, załamać się, gdy ona walczy - mówi Chomicz.

Masza wierzy, że Białoruś może się zmienić, że już się zmieniła i to ją napędza. Z drugiej strony nie miała żadnych iluzji co do tego, że nie jest bezpieczna ani ona, ani nikt z jej otoczenia - opowiada.

Jak mówi Chomicz, w ich rodzinie toczyły się rozmowy na temat zagrożenia. Masza miała możliwość wyjazdu. Rozmawialiśmy o tym z tatą, ale ona cały czas powtarzała, że nie wyjedzie. I ja, i tata, dobrze ją znamy i wiedzieliśmy, że nie zmieni zdania. Rozumiemy jej decyzję i popieramy ją - opowiadała siostra Kalesnikawej.

Według relacji świadków, na granicy białorusko-ukraińskiej, gdy służby próbowały wywieźć Kalesnikawą z kraju, ona podarła swój paszport. Według Chomicz w ten sposób potwierdziła to, co deklarowała wcześniej - że nie zamierza opuścić terytorium kraju.

Gdy na drugi dzień po jej zniknięciu Anton Radniankou i Iwan Kraucou opowiedzieli, że widzieli Maszę na granicy, była cała, zdrowa i zdecydowanie sprzeciwiała się próbom zmuszenia jej do czegokolwiek, po raz pierwszy odetchnęłam z ulgą. Ciągle nie było jeszcze pewnej informacji, gdzie jest, ale przynajmniej wiedziałam, że się nie załamała i nie poddaje się - wspomina.

Kalesnikawa jest muzyczką, gra na flecie. Przez wiele lat mieszkała w Niemczech. W ostatnich latach, jak opowiada Taccjana Chomicz, coraz bardziej angażowała się w projekty międzynarodowe, również z udziałem Białorusi i spędzała w Mińsku bardzo dużo czasu. Gdy została szefową prowadzonej przez Biełhazprambank przestrzeni kulturalnej OK16 w Mińsku, dzieliła swoje życie pomiędzy Białorusią i Niemcami. Na wiosnę bieżącego roku przeniosła się na stałe do Mińska.

W maju szef Biełhazprambanku Wiktar Babaryka ogłosił, że zamierza wystartować w sierpniowych wyborach prezydenckich.

Maryja nie zastanawiała się ani sekundy, kiedy zaproponował jej pracę dla swojego sztabu - wspomina w rozmowie z PAP Chomicz. W ślad za nią w działania na rzecz sztabu zaangażowało się wielu jej znajomych, ale też tysiące Białorusinów. Do komitetu wyborczego (grupy inicjatywnej) Babaryki zapisała się rekordowa liczba ok. 10 tys. osób.

W czerwcu Babarykę zatrzymano i zarzucono mu przestępstwa finansowe. Praktycznie codziennie zatrzymywano kogoś ze sztabu, a potem z połączonych sztabów, z Rady Koordynacyjnej. Maryja mówiła cały czas, że nie wyjedzie z kraju, gdy jej przyjaciele i współpracownicy są w więzieniu - mówi Taccjana, dodając, że "kiedy Masza coś sobie postanowi, idzie do końca".

Chomicz nie zapamiętała sytuacji konfliktowych z siostrą z dzieciństwa czy późniejszego okresu. Ona jest uparta, ale też potrafi słuchać, jest bardzo empatyczna, potrafi słuchać ludzi i dobrze czuje ich emocje. Moim zdaniem ona zawsze szuka sposobu, żeby się dogadać i wierzy w to, że to się da zrobić - ocenia.

Masza jest artystką, ale jest też wojownikiem. W krótkim czasie stała się politykiem - mówi Taccjana. Mówiła i, moim zdaniem, jej doświadczenie to potwierdza, że liderem i politykiem może być każdy. Przemiany nie zależą od przywódców, a od tego, że zaczynają działać pojedynczy ludzie - dodaje.

Uważa, że Maryja nadal wierzy w przemiany i w to, że "Białoruś przebudziła się", gdy ludzie zobaczyli, jak władze traktują opozycyjnych kandydatów w wyborach, wsadzając ich do aresztów i więzień, jak jeszcze przed wyborami rozpędzano protesty. W końcu - gdy przekonali się, jaką skalę miały fałszerstwa podczas wyborów.

Chomicz wskazuje, że już dużo wcześniej ludzie, pozostawieni sami sobie, zaczęli się organizować, np. oddolnie reagując na pandemię koronawirusa, gdy władze twierdziły, że wszystko jest w porządku. "Później przykładów pomocy widać było coraz więcej - ludzie przywozili innym wodę, gdy doszło do zatrucia rurociągu. W czasie protestów dowożą jedzenie i wodę. Jest pełno inicjatyw pomocy poszkodowanym. Tym nikt nie kieruje. Wynika to z tego, że ludzie poczuli w sobie moc sprawczą" - ocenia.

Z rozmowy z prawniczką Ludmiłą Kazak Taccjana wie, że Maryja "jest pełna energii, czuje się dobrze i nie poddaje się". Ma na ciele obrażenia, siniaki na rękach, chyba od tego, że była wpychana do auta i przytrzymywana siłą. Adwokatka zapowiedziała, że będzie żądać obdukcji. Liczymy też na wszczęcie sprawy karnej w związku z porwaniem i groźbami pozbawienia życia, które kierowali pod jej adresem funkcjonariusze - mówi Chomicz, dodając, że ma nadzieję na zmianę środka zapobiegawczego i wypuszczenie siostry z aresztu.

Kalesnikawa jest podejrzana o "wezwania do przejęcia władzy" w ramach postępowania, które Komitet Śledczy wszczął wobec Rady Koordynacyjnej. Została aresztowana. Za przestępstwa z artykułu 361.3 Kodeksu Karnego Białorusi, mówiącego m.in. o publicznych wezwaniach do przejęcia władzy lub działań na szkodę bezpieczeństwa państwa z wykorzystaniem mediów i internetu, grozi kara pozbawienia wolności od dwóch do pięciu lat.

Siostra Maryi Kalesnikawej przebywa poza terytorium Białorusi.