"Od 15 do 20+ osób zostanie objętych sankcjami, które UE nałoży na Białoruś" – usłyszała dziennikarka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon od unijnego dyplomaty po pierwszym dniu nieformalnego spotkania szefów dyplomacji UE w Berlinie. Dzisiaj drugi dzień obrad.

Jak wyjaśnił rozmówca RMF FM, "plus" oznacza, że jest opcja poszerzania listy sankcyjnej o kolejne osoby. Wciąż istnieje jednak spór między grupą krajów, która uważa, że na "czarnej liście" powinno znajdować się maksymalnie do 20 białoruskich oficjeli (taka była zresztą propozycja szefa unijnej dyplomacji Josepa Borrella) a frakcją na czele z Niemcami, Polską i Litwą, która uważa, że na "czarnej liście" powinno znaleźć się o wiele więcej osób z zakazem wjazdu do UE.

Szef litewskiej dyplomacji Linas Linkevičius dosadnie o tym mówił, podkreślając, że umieszczenie mniejszej liczby osób na liście będzie "niepoważne" i "podważy wiarygodności UE". Premier Mateusz Morawiecki zapowiadał, że 20 czy 30 osób, które miałyby dostać zakaz wjazdu do UE, "to zdecydowanie za mało".

Nie ma ponadto jednomyślnej zgody co do umieszczenia w rejestrze Aleksandra Łukaszenki. Dyplomaci zapewniają jednak, że "na pewno na liście znajdą się wysocy rangą białoruscy politycy".

Niepokoi również to, że finalizowanie unijnych sankcji zajmie tygodnie a nie dni. Jak wyjaśniają dyplomaci, chodzi o zebranie dowodów i dokładne opisanie każdego przypadku tak, aby sankcji nie dało się podważyć w TSUE, jak bywało w przeszłości. 

Sprawę dodatkowo mogą utrudnić Cypr i Grecja, uzależniając swoją ostateczną zgodę na sankcje wobec Białorusi od solidarnego stanowiska UE w sprawie Turcji w związku z jej agresywnymi działaniami we wschodniej części Morza Śródziemnego. Dzisiaj rozmowy mają dotyczyć właśnie działań Ankary. Możliwy jest więc powrót do dyskusji w sprawie sankcji białoruskich.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Może dojść do interwencji Rosji na Białorusi. Putin wysyła jasny sygnał