Premier Donald Tusk, a potem ministrowie: Grad, Pawlak, Sikorski, Graś - to szczyt listy posłów o największej liczbie nieobecności na sejmowych głosowaniach. Oczywiście nie tylko oni nie popisali się aktywnością w Sejmie. A jak tłumaczyli się posłowie?

Wydaje nam się, że pamiętamy, a pamięć raczej mamy dobrą, w szkole, czy na studiach za nieobecności, nie można było nawet marzyć o podejściu do egzaminu. Nie wspominając nawet o promocji do następnej klasy. Przed nami pewien poselski paradoks. Nie dość, że negatywni bohaterowie naszego rankingu są przekonani, że sprawdzian zdali celująco, to z powodzeniem walczą o kolejną kadencję. A przykład w tym wypadku niestety idzie z samej góry. Premier Tusk jest liderem niechlubnej statystyki nieobecności na głosowaniach. Tak, tak. Premier jest najbardziej zapracowanym urzędnikiem w tym kraju. Takie jest zawsze tłumaczenie samego szefa rządu jak i jego otoczenia. Rozliczne zagraniczne wyjazdy, szczyty Unii, przyjmowanie szefów innych państw, gospodarskie wizyty w kraju, posiedzenia rządu, niezliczone spotkania ciał doradczych, partyjne nasiadówki i .....gra w piłkę.

5 marca 2009 roku. Rządowa limuzyna z premierem zamiast na Wiejską pojechała na boisko. Gdy na sejmowej uchwalano m.in. prawo dewizowe, Kodeks drogowy, ustawę o bateriach i akumulatorach premier z kilkoma ministrami (Schetyna, Drzewiecki, Nowak, Graś, Arabski ) i kolegami z rządowych ław (Kosecki, Raś, Biernat) uganiał się za futbolówką. Pech chciał, że zarejestrowała to telewizyjna kamera.

Gdy sprawa wyszła na jaw Tusk uderzył się w piersi. - To nie powinno się zdarzyć. I nigdy więcej się nie zdarzy. Winę na siebie wziął rzecznik rządu Paweł Graś. - Zawiodła komunikacja między klubem parlamentarnym PO a kancelarią premiera. Nie dotarła do nas informacja, że w czwartek są głosowania - próbował wybrnąć z sytuacji Graś.

"Siła wyobraźni, czyli jak pisać usprawiedliwienie"

Najbardziej zabawnie brzmiały wypowiedzi polityków PO, gdy nie wiedzieli jeszcze , że boiskowe wyczyny zarejestrowały kamery. Zapewniali, że premiera zatrzymały ważne obowiązki. Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski twierdził nawet, ze widział premiera na głosowaniach.

Po piłkarskiej wpadce politycy PO mieli chociaż tyle godności, by za opuszczone głosowania nie brać pieniędzy - nie złożyli usprawiedliwień u marszałka Sejmu, by uratować kilkaset złotych.

Zażenowanie obce było natomiast posłom PiS-u, gdy próbowali usprawiedliwiać swoje nieobecności na głosowaniach w połowie lipca 2008 roku. Parlamentarzyści PiS-u zbojkotowali wtedy poranne głosowania - wyszli z sali w formie protestu, gdy marszałek Komorowski utrącił jeden z ich wniosków o przeprowadzenie debaty. Posłowie PiS wyszli z sali, wszyscy stanęli na schodach za prezesem Kaczyńskim a potem niektórzy z nich napisali sobie usprawiedliwienia. - Kilku napisało, że byli wtedy chorzy (Bolesław Piecha, Nelli Rokita) poseł Ćwierz odsłaniał pomnik w swoim regionie a poseł Wiązowski był na pogrzebie sąsiada. Usprawiedliwienie złożył nawet Jarosław Kaczyński. Jak potem tłumaczył "machinalnie". Sprawa otarła się o komisję etyki. Bez skutku. Marszałek usprawiedliwień nie uznał.