Dwa tygodnie temu Waldemar Żurek zaproponował Sejmowi rozważenie postawienia przed Trybunałem Stanu Zbigniewa Ziobry. Kilka dni później powiadomił Sejm o podobnej możliwości w sprawach byłego premiera Mateusza Morawieckiego oraz byłych ministrów – Mariusza Błaszczaka i Jana Krzysztofa Ardanowskiego. Do wszczęcia procedury wystarczy zebranie pod wnioskami po 115 podpisów posłów. Problem w tym, że procedury nie da się zakończyć.
Możliwość pociągnięcia do odpowiedzialności konstytucyjnej wynika z tego, że prokuratura postawiła lub, jak w wypadku Zbigniewa Ziobry, zamierza postawić byłym członkom rządu poważne zarzuty karne. Zgodnie zaś z art. 156 ust. 1 Konstytucji, członkowie Rady Ministrów za naruszenie Konstytucji lub ustaw w związku z zajmowanym stanowiskiem ponoszą też odpowiedzialność konstytucyjną przed Trybunałem Stanu. Problem w tym, że dziś to właściwie niemożliwe.
Po dwóch tygodniach od zawiadomienia Prokuratora Generalnego zbieranie wymaganych do wszczęcia procedury ws. Zbigniewa Ziobry nie ruszyło. Z oczywistego powodu - nie ma jeszcze wniosku, pod którym można by je było składać. Dokument musi być sporządzony według bardzo szczególnych wymagań, jego przygotowanie i weryfikacja trwa zwykle co najmniej kilka tygodni.
Po złożeniu z odpowiednią liczbą minimum 115 podpisów wstępny wniosek o postawienie przed Trybunałem Stanu procedowany jest w komisji odpowiedzialności konstytucyjnej. Zwykle trwa to długie miesiące, czasem lata. Oskarżeni sięgają po pomoc prawną, odnoszą się do zarzutów. Zarzuty są badane, świadkowie są przesłuchiwani etc.
W jedynej w tej kadencji sprawie, która dotarła do TS, od zapowiedzi złożenia wniosku (ws. szefa KRRiTV Macieja Świrskiego) do jego złożenia upłynął miesiąc. Postępowanie przed komisją zajęło ponad rok. Drugie z postępowań, ws. prezesa NBP Adama Glapińskiego, po ponad 1,5 roku nadal trwa.
Większość posłów ma przy tym świadomość, że postawienie przed Trybunałem Stanu panów Ziobry, Ardanowskiego, Błaszczaka i Morawieckiego jest niemożliwe. Stara ustawa o Trybunale Stanu wymaga do tego poparcia trzech piątych ustawowej większości posłów, czyli 276 głosów. Koalicja nie ma ich tyle i bez głosów PiS nie ma co o tym marzyć. Jeśli więc koalicjanci deklarują poparcie ew. wniosku to tylko po to, żeby gonić króliczka, a nie żeby go złapać. To zresztą jest wykluczone także z innego powodu.
Od stycznia ub. roku w ustawie o Trybunale Stanu nie ma przepisów dotyczących liczby głosów wymaganych do postawienia przed TS byłych członków rządu i premiera. Trybunał Konstytucyjny pod kierownictwem Julii Przyłębskiej uznał je wtedy za niekonstytucyjne, a wyrok TK w tej sprawie został przez rząd ogłoszony w Dzienniku Ustaw. Nie dodano do niego adnotacji podważającej jego ważność, bo w orzekającym składzie TK nie było żadnego z tzw. sędziów dublerów. Wyrok zatem obowiązuje, przepisy z ustawy o TS wyleciały i niczym ich nie zastąpiono.
Wcześniej obowiązujący przepis, mówiący o 3/5 ustawowej większości utracił moc, a nowego nie ma. Sejm miał go zgodnie z wyrokiem TK uchwalić, ale tego nie zrobił.
Reasumując - jeśli posłowie koalicji złożą w Sejmie wnioski o postawienie przed TS byłego premiera czy ministrów, będą one procedowane, prawdopodobnie długie miesiące. Kiedy jednak dojdzie do głosowania ws. postawienia byłych członków rządu przed Trybunałem Stanu albo nie znajdą przepisów, mówiących ile głosów do tego trzeba, albo - jeśli zignorują wyrok TK - będą ich mieli za mało.


