Niespodziewanie szybki rozwój wydarzeń w Afganistanie przyprawia o ból głowy administrację USA. Poddanie się Talibów w zamian za pozostawienie ich lidera mułły Omara w spokoju budzi w USA coraz więcej pytań co do wpływu Amerykanów na rozwój wypadków. Dlatego - jak pisze "The Los Angeles Times" - amnestia dla Omara mogłaby skomplikować obraz kampanii w samych Stanach Zjednoczonych.

Prezydent USA George W. Bush powtarzał wielokrotnie, że lider Talibanu jest jednym z tych, których bezwzględnie należy pociągnąć do odpowiedzialności. Zamknięcie go w areszcie domowym – a takie propozycje pojawiały się już wcześniej - bez postawienia przed sądem, mogłoby przywołać wspomnienia z zakończenia wojny w Zatoce Perskiej. Wtedy to ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych George Bush senior nakazał wstrzymać ofensywę na Bagdad i 

pozostawił Saddama Husajna w spokoju. Obecny przywódca USA chciałby tego uniknąć. Jeszcze gorzej byłoby – pisze „Los Angeles Times” - gdyby okazało się, że tworzący się rząd Karzaja nie chce też konsekwentnie ścigać al-Qaedy lub Osamy bin Ladena. To jednak jest mało prawdopodobne.

Takie wątpliwości podkreślają tylko, że mimo tysięcy bomb i miliardów dolarów wydanych na wojnę w Afganistanie, wpływ Waszyngtonu na ten kraj wydaje się wciąż ograniczony. Karzai potrzebuje amerykańskiej pomocy – żywności i pieniędzy na odbudowę kraju – ale dla podniesienia swojej wiarygodności chce pokazać się jako przywódca niezależny. Amerykanie, chcąc by nowy premier miał autorytet, nie mogą od raz podkopywać jego pozycji. Zdaniem komentatorów, pozostawienie w spokoju Omara może być ceną za to, że Waszyngton zdecydował się na walkę z Talibanem bez użycia znaczących sił lądowych.

foto RMF

12:25