W Cannes trwa polowanie na grubego zwierza. Na szczycie G20 unijni przywódcy szukają bogatego kraju, który da nam pieniądze na wyjście z kryzysu. Europa sama sobie nie poradzi - przyznają kolejni politycy. Kto może ją uratować? Możliwości są cztery: Chiny, Rosja, Stany Zjednoczone i Japonia.

Japonia raczej odpada, bo to kraj, który sam ma kłopoty finansowe i ciągle jeszcze nie odrobił strat po gigantycznym trzęsieniu ziemi i tsunami w marcu. Stany Zjednoczone również będą nas raczej poganiać. Poczekają na uporządkowanie sytuacji na Starym Kontynencie i dopiero wtedy dadzą nam pieniądze. To tym bardziej prawdopodobne, że Barack Obama przyjechał do Cannes bardziej w sprawie programu atomowego w Iranie niż kryzysu.

Zostają więc Chiny i Rosja. Te kraje, co prawda, także martwią się bałaganem w Europie, ale dla nich to szansa wejścia na nasz rynek i - co ważniejsze - obietnica odpuszczenia części grzechów z przeszłości.

Z finansowego punktu to dobra wiadomość dla Polski, bo jeżeli do Europy trafi zagraniczny kapitał, rynki się uspokoją. Spadną ceny walut, a więc i na przykład raty kredytów w obcych walutach będą niższe. Bezpieczniejsze będą także nasze pieniądze na giełdzie, którymi obracają wszystkie fundusze emerytalne.