Nie ma chętnych do wypasania owiec na Podhalu. Bacowie mają coraz więcej problemów ze znalezieniem pomocników, czyli juhasów, który przez pięć miesięcy razem z nimi doglądaliby owczych stad na halach.

Nie wystarcza już wikt, opierunek, kilkanaście tysięcy złotych zarobku i tradycyjne świniak na koniec wypasu. Bacowie z Żywiecczyzny musieli już sprowadzić do pomocy Ukraińców. Na Podhalu wkrótce będzie tak samo - usłyszał nasz reporter na bacówce "U Jancoka" w Bukowinie Tatrzańskiej.

Jak wymrą wszyscy starzy juhasi to ja nie wiem co będzie. Młode pokolenie nie garnie się do tej pracy. Coraz częściej zatrudniamy obcych, głównie z Ukrainy. U nas nie ma chętnych. Podejrzewam, że nikomu się nie chce. To stare pokolenie jest takie twarde. Ich to cieszyło, mieli to we krwi. Młode pokolenie to teraz komputery, gry, auta. I co on pójdzie na "juhaskę"? On się będzie męczył? - pyta jedna z góralek.

Pobyt na hali rozpoczyna się w dzień św. Wojciecha, czyli 23 kwietnia. Kończy się w dzień św. Michała Archanioła, czyli 29 września.

Owce skubią trawę pod Wawelem

Prawie dwa lata temu świadkami niecodziennego wypasu owiec byli turyści i mieszkańcy Krakowa. Zwierzęta pojawiły się na Błoniach. Stado liczące około 150 zwierząt pasło się na największej w Krakowie łące od września do października. W 2011 roku Błonia wydzierżawił od miasta radny wojewódzki Jacek Soska - ówczesny kandydat PSL do Senatu. Przez cały okres wypasu nad stadem czuwali juhasi w tradycyjnych strojach regionalnych.

Za zajęcie 20 ha łąki na dwa miesiące radny miał zapłacić ponad trzy tysiące złotych. Jacek Soska pytany po co owce na Błoniach, tłumaczył wtedy, że skoro po łące mogą biegać psy, to dlaczego nie mogą tam paść się owce.


Krakowskie Błonia to 48-hektarowa łąka w kształcie trójkąta, położona w centrum miasta. Dawniej były tam bagna, które po uregulowaniu rzeki Rudawy na początku XX wieku zostały osuszone.