Warunki korzystne dla powstania życia kojarzymy zwykle z obecnością ciekłej wody. Okazuje się jednak, że nawet na Ziemi są wyjątkowo suche miejsca, gdzie woda przynosi nie życie, ale śmierć. Międzynarodowa grupa naukowców, pod kierunkiem badaczy z hiszpańskiego Center for Astrobiology opisuje taki przykład na łamach czasopisma "Scientific Reports". Niedawne deszcze nad wyjątkowo suchymi obszarami pustyni Atacama w Chile, przyniosły prawdziwą katastrofę dla żyjących tam dotąd w suszy i spokoju mikroorganizmów. Deszcz nie padał tam wcześniej od 500 lat, jego pojawienie się nie sprawiło, że zakwitły tam kwiaty. Wręcz przeciwnie.

Gdy rozważamy szanse na to, by na obcej planecie, choćby na Marsie, mogło pojawić się życie, pytamy zwykle o obecność wody. Uważamy, że dla życia w znanej nam postaci jest ono konieczne. Międzynarodowa grupa naukowców wykorzystała niedawne deszcze nad pustynią Atacama, by przekonać się, jak nagłe pojawienie się wody wpływa na żyjące dotychczas w warunkach ciągłej suszy organizmy. Okazało się, że ten wpływ jest katastrofalny.

Kiedy trzy lata temu nad Atacamą zaczęło padać spodziewaliśmy się, że pustynia rozkwitnie, obudzi się do życia. Okazało się, że było zupełnie odwrotnie, woda doprowadziła do masowego wyginięcia większości lokalnych mikroorganizmów - mówi współautor pracy, Alberto Fairén, astrobiolog z Cornell University i Centro de Astrobiología w Madrycie. Ekstremalnie suchy grunt zamieszkiwało tam wcześniej 16 pierwotnych gatunków drobnoustrojów. Po deszczu, w zbiornikach wody pozostało od dwóch do czterech gatunków. Doszło do ich masowego wymierania - dodał.

W tym szczególnie suchym rejonie pustyni Atacama praktycznie nigdy nie pada. Modele klimatyczne przewidują, że deszcz może się tam pojawić mniej więcej raz na sto lat, ale nie ma żadnych dowodów, by padało w ciągu ostatnich 500 lat. Zmiany klimatyczne nad Oceanem Spokojnym sprawiły, że deszcze zupełnie niespodziewanie pojawiły się tam 25 marca i 9 kwietnia 2015 roku, a potem 7 czerwca 2017 roku. Naukowcy sprawdzili, co z tego wynikło.

Nasza praca pokazała, że silne opady doprowadziły do masowego wymierania unikatowych gatunków bakterii. Nawet 85 proc. z nich zginęło w wyniku szoku osmotycznego po zetknięciu z ciekłą wodą - dodaje Fairén. Miejscowe mikroorganizmy znakomicie zaadaptowały się do skrajnie suchych warunków, doskonale potrafiły wychwytywać wilgotność z atmosfery. W obliczu nadmiaru wody okazały się jednak bezradne - podkreśla.

Autorzy pracy przekonują, że zaobserwowane na pustyni Atacama zjawisko może mieć odniesienie do badań ewentualnych śladów życia na Marsie. Po pierwsze, zwracają uwagę na pokłady azotanów, które w Chile są dowodem długich okresów braku wody i stanowią dla mikroorganizmów cenne pożywienie. Te azotany gromadziły się w dolinach i na dnie wyschniętych jezior około 16 milionów lat temu - mówi Fairén. Mogą być odpowiednikiem złóż azotanów, odkrytych niedawno na Marsie przez łazik Curiosity - dodał.

Po drugie, najnowsze odkrycie sugeruje, że warto wrócić do wyników eksperymentów, prowadzonych na Czerwonej Planecie w latach 70. przez sondę Viking. Próbki gruntu zanurzano wtedy w wodzie. Nasze wyniki pokazują, że nagłe dostarczenie wody organizmom, które przyzwyczaiły się do życia w suchym środowisku i korzystają z wilgoci z powietrza, zabija je wskutek szoku osmotycznego - dodaje Fairén. Około 3,5-4,5 miliardów lat temu na Marsie było wiele wody, pozostawiła na powierzchni planety liczne ślady, uwodnione minerały i charakterystyczne formy terenu. Planeta utraciła potem zarówno powierzchniową wodę, jak i atmosferę, ale okresy krótkotrwałych powodzi jeszcze się potem zdarzały. Być może to one zniszczyły tam organizmy, które wcześniej przyzwyczaiły się do życia w suszy. 

(az)