Kampanie dezinformacyjne w mediach społecznościowych mogą nie wywierać na wyborców takiego wpływu, jakiego można się spodziewać - przekonują na łamach czasopisma "Proceedings of the National Academy of Sciences" naukowcy z Duke University. Badacze, którzy wzięli pod lupę rosyjską kampanię dezinformacji na Twitterze stwierdzili, że trafiła w Stanach Zjednoczonych głównie do osób najbardziej politycznie zaangażowanych i praktycznie nie skłania ich do zmiany zdania. Ich zdaniem, choć próby wywierania politycznego wpływu z zewnątrz powinny być uważnie monitorowane, lęki na temat skuteczności takich działań wydają się nieco przesadzone.

O wynikach pierwszego z poważnych badań naukowych na temat wpływu kampanii dezinformacyjnych w internecie na opinię publiczną pisze na swej stronie internetowej tygodnik "New Scientist". Grupa badaczy pod kierunkiem Sunshine Hillygus prowadziła  w październiku i listopadzie 2017 roku analizę aktywności i przekonań 1200 amerykańskich, politycznie aktywnych twitterowiczów, zarówno określających się jako Demokraci, jaki i Republikanie. Osoby te zgodziły się na monitorowanie ich kont i analizę, na ile napotykane w sieci treści wpływały na ich polityczne sympatie. 

Gdy Twitter opublikował potem listę 4000 kont związanych z rosyjską firmą Internet Research Agency (IRA) naukowcy postanowili sprawdzić, kto z wcześniej badanych miał z nimi kontakt. Okazało się, że dotyczy to co najmniej 20 procent z nich. Jednak te kontakty były minimalne i rosyjskie konta w najmniejszym stopniu nie były w stanie nikogo do niczego przekonać. Byliśmy w stanie zbadać w naszej próbce, kto był poddany działaniu tych trolli w okresie między badaniami ich przekonań politycznych - mówi Hillygus. Choć jest wiele powodów, by amerykański rząd i opinia publiczna zwracały na te działania baczną uwagę, kontakt z kontami z IRA nie zmieniał ani przekonań, ani zachowań badanych - dodaje. 

Każdą z monitorowanych osób na początku i pod koniec eksperymentu pytano o opinię i odpowiedzi na szereg pytań, które miały ujawnić jej przekonania polityczne. Proszono między innymi o ocenę własnego miejsca na politycznej skali, a także emocji związanych z koniecznością pracy z osobą o przeciwnych poglądach, wreszcie potencjalną reakcją na to, że ktoś z rodziny bierze z kimś o przeciwnych poglądach ślub. Uczestnicy eksperymentu udzielali też odpowiedzi na pytania z zakresu kilku silnie polaryzujących opinie publiczną tematów. Okazało się, że nawet osoby, które znalazły się w zasięgu działania trolli z IRA, praktycznie nie zmieniały swoich przekonań. 

Analizy wykazały, że opinie z należących do IRA kont, nawet jeśli docierały do danych osób, cieszyły się bardzo małą popularnością, stanowiły zaledwie 0,1 proc. komentowanych, likowanych i rozsyłanych treści. Trudno byłoby zakładać, że będą w stanie istotnie zmodyfikować ich sposób myślenia. To tym bardziej trudne, że zwróciły na nie uwagę osoby najsilniej zaangażowane politycznie, o ustalonych poglądach, poruszające się głównie w gronie znajomych myślących tak, jak oni. Mimo konsekwentnych działań zmierzających do zaostrzania kontrowersji i zwiększania polaryzacji, rosyjskie trolle nie miały tu wielkiego pola do popisu.