Aż 70 procent z przebadanych dwóch tysięcy czterystu Polaków ma niewydolność żylną nóg - wynika z badań przeprowadzonych przez Instytut Zdrowia Nóg. Badania odbyły się w 23 polskich miastach. Ich zadaniem było zdiagnozowanie zjawiska jakim jest niewydolność żylna. Akcja trwała 3 miesiące, zainteresowało się nią 11 tysięcy osób, z których przebadano dwa tysiące czterysta.

Badanie USG  Dopphlera wykazało, że aż 70 procent z przebadanych osób cierpi na niewydolność żylną. Połowa z nich ma zaawansowane stadia choroby. Trafiły do nas osoby, które są już świadome swoich problemów - tłumaczy Marzena Siemińska dyrektor ds. handlowych Hasco-Lek SA. Niestety wciąż niewydolność żylna upatrywana jest jako problem natury estetyczne (np. pajączki). Staraliśmy się więc uświadomić wszystkim, którzy się zgłosili, że to może być początek groźnej choroby, która  może doprowadzić do zaburzeń sprawności fizycznej - dodaje.

Zorganizowana akcja pozwala jej organizatorom przypuszczać, że skala zdiagnozowanego zjawiska jest ogromna. Dlatego planują już jesienią zorganizować kolejne badanie: tym razem przedstawiające stan wyedukowania społeczeństwa na temat przewlekłej choroby żylnej. "Wspólnie z Polskim Towarzystwem Flebologicznym  zorganizujemy badanie  przez niezależną firmę,  po to by jego wyniki przedstawić, w specjalnie przygotowanym raporcie, szerszemu gremium" - mówią organizatorzy badań. 

Jeżeli mówimy o nogach z żylakami, z pajączkami, trzeba wspomnieć, ze wielu z nas ma predyspozycje genetyczne i w którymś momencie choroba może się pojawić. Oprócz genetycznych predyspozycji mamy też te związane z wiekiem. Trzeba więc o tym pamiętać. Ale są czynniki, które sprzyjają pojawianiu się przewlekłej choroby żylnej. To np. siedzący lub stojący tryb życia. Podstawową siłą, która powoduje, że krew płynie z nogi do serca, a nie odwrotnie, jest ruch pompy mięśniowej łydki. Kiedy siedzimy i kończyny nie pracują mamy do czynienia z zastojem żylnym. Dlatego siedząc starajmy się ruszać nogami, poza tym unikajmy długiego siedzenia. To na pewno nie zaszkodzi - opowiada Tomasz Urbanek z Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej i Naczyń Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.

Monika Gosławska: Czyli ruch, ruch, jeszcze raz ruch...  Ale przecież my w większości mamy siedzący tryb życia.  Jak sobie z tym radzić - z tym bezruchem.

Tomasz Urbanek: Poruszanie stopą czy nawet palcami w bucie to już jest coś. Oczywiści to nie zastąpi normalnego chodzenia. Może chwila przerwy w pracy i spacer wokół biurka może nie zastąpi nam prawdziwego spaceru, ale może warto.

Jakie objawy powinny nas zaniepokoić?

Dolegliwości zwykle pojawiają się po długim staniu lub siedzeniu - zwłaszcza w godzinach popołudniowych i wieczornych. Zwłaszcza wtedy, gdy odczuwamy ciężkość  i zmęczenie, gdy patrząc na nasze nogi widzimy obrzęk na wysokości kostek czy podudzi.  Także wtedy, gdy na skórze pojawiają się żylaki lub pajączki żylne. Na pewno nie można bagatelizować przebarwień skóry czy zgrubień - wtedy natychmiast powinniśmy udać się do specjalisty. Mogą także zdarzać się stany zapalne.

Jak wypadamy na tle innych krajów jeżeli chodzi o dbałość o nasze nogi? Czy chętnie udajemy się do specjalistów?

Chętnie się udajemy, ale nie zawsze możemy się dostać.  Kolejny problem to brak ruchu. Częściej powinniśmy biegać, jeździć na rowerze.

Co najbardziej niepokoi specjalistów zajmujących się zdrowiem naszych nóg?

Po pierwsze brak dostępu do lekarza. Po drugie bark świadomości. Bardzo rzadko chorzy z zaawansowanymi (nawet 10-letnimi) zmianami skórnymi trafiają do specjalistycznych przychodni. 

Rozmowa z prof. dr hab. nauk medycznych Krzysztofem Ziają z Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej i Naczyń Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.

Monika Gosławska: Badania przeprowadzone w 23 polskich miastach pokazały, że jest na nie zapotrzebowanie. Co jeszcze możemy z nich odczytać?

Krzysztof Ziaja: Chciałbym, aby lekarz rodzinny przynajmniej raz w roku rozebrał swojego pacjenta i zbadał go w pozycji leżącej i siedzącej. Wystarczy jeżeli go obejrzy, a jeżeli go obejrzy i znajdzie jakąś patologię, to wtedy wdroży odpowiednie badania. Trzeba obejrzeć nie tylko chory palec, z którym pacjent przychodzi do lekarza.

Co powie pan Polakom? Dlaczego powinni dbać o swoje nogi?

Przyroda czy stwórca - obojętne jak to będziemy nazywać. Nasze życie zostało tak skonstruowane, że daje nam sygnały. Są to np. bóle, kłopoty w połykaniu, zaparcia, obrzęki czy biegunki. Tylko że my nie lubimy słuchać natury... My ją negujemy, bo chcemy być zdrowi. Goniąc z jednej pracy do drugiej zapominamy, że ta prawa lub lewa noga źle chodzi, że nagle musimy się zatrzymać, bo boli. Jeżeli uderzymy się piersi, to tak naprawdę słuchając natury, wcześniej możemy rozpoznać objawy choroby. Zdrowy człowiek ma czuć się komfortowo - ma go nic nie boleć, ma być wyspany, uśmiechnięty, chętnie iść do pracy. A jeżeli go boli, to zaczyna się całe nieszczęście - tej niegrzecznej pani w okienku i tego niemiłego pana urzędnika. Ale to wszystko przez to, że słuchamy Pana Boga.

Co niepokoi specjalistów jeżeli chodzi o ochronę zdrowia?

Należy odpowiedzieć na pytanie, kto odpowiada za ochronę zdrowia. Za nią odpowiada parlament, minister, lekarze. Przede wszystkim jednak, za swoje zdrowie odpowiada Jan Kowalski. Bo to Jan Kowalski idzie do pracy, musi ją wykonać, wrócić do domu i następnego dnia znów przyjść do prac wypoczęty... Każdy z nas - każda mama, każdy tata, każde dziecko - powinni dbać o swoje zdrowie.

Ale czasami ten Jan Kowalski na drodze po zdrowie napotyka na różne przeszkody. Ja pytam o te przeszkody, które mogą też niepokoić specjalistów w tej dziedzinie.

Przeszkody były są i będą - jak świat światem. Jeżeli Jan Kowalski jest człowiekiem konsekwentnym i trochę upartym, to wszystko zrealizuje w ramach NFZ. Trochę to potrwa, ale zrealizuje. Musi jednak w odpowiednim czasie przyjść do lekarza.

W jaki sposób chcecie pomóc Kowalskiemu, żeby przyszedł do lekarza. By był na tyle świadomy, by wychwycić niepokojące objawy i na nie zareagować?

Myślę, że jest duża rola publikatorów w tym wszystkim. Jan Kowalski czyta prasę, ogląda telewizję, przegląda ulotki - rzeczy, które same trafiają w jego ręce. Ale najważniejsze jest to, by zwracał uwagę na niepojące objawy i szedł z nimi do lekarza. Wystarczy zapisać się do specjalisty rodzinnego.

Monika Gosławska