Rozwijać pomysły i zamieniać je na pieniądze - to idea rozpoczętego dziś w Krakowie II Polsko-Amerykańskiego Mostu Innowacji. Pomysłowi i przedsiębiorczy młodzi ludzie mają okazję uczyć się od tych, którym się udało, liderów biznesu z USA i Polski. Jeden z nich, John Spence, autor licznych książek, przekonuje w rozmowie z RMF FM, że kluczem do sukcesu jest pasja, i dopóki jej nie brakuje, nie warto rezygnować,nawet jeśli sukces wciąż nie chce przyjść. Rad Johna Spence'a i innych możecie wysłuchać w Krakowie na żywo jeszcze w sobotę.

Rozwijać pomysły i zamieniać je na pieniądze - to idea rozpoczętego dziś w Krakowie II Polsko-Amerykańskiego Mostu Innowacji. Pomysłowi i przedsiębiorczy młodzi ludzie mają okazję uczyć się od tych, którym się udało, liderów biznesu z USA i Polski. Jeden z nich, John Spence, autor licznych książek, przekonuje w rozmowie z RMF FM, że kluczem do sukcesu jest pasja, i dopóki jej nie brakuje, nie warto rezygnować,nawet jeśli sukces wciąż nie chce przyjść. Rad Johna Spence'a i innych możecie wysłuchać w Krakowie na żywo jeszcze w sobotę.
Do osięgnięcia sukcesu niezbędna jest pasja / J.M. Guyon /PAP/EPA

Grzegorz Jasiński: Sukces to coś, czego praktycznie każdy chce, ale nie każdy może osiągnąć. Czy jesteśmy w stanie jakość przewidzieć moment, kiedy powinniśmy sobie dać spokój? Bo sukces nie nadejdzie...

John Spence: Ja wyróżniam dwie sfery sukcesu. Pierwsza to prywatna, w której istotne jest, by twoje najgłębsze wartości i pomysł na życie były zgodne z twoimi codziennymi zachowaniami. Innymi słowy istotne jest, by żyć w zgodzie z przekonaniami i kładąc się do łóżka wieczorem móc powiedzieć, że mamy za sobą wspaniały dzień. Dla mnie to prawdziwy sukces. Jeśli natomiast mówimy o tej drugiej sferze, sukcesie w biznesie - uważam, że można zrezygnować jeśli wielokrotnie rozbijemy się o ścianę, kiedy widzimy, że na nasze pomysły nie ma zapotrzebowania, nie mamy już pieniędzy i dochodzimy do punktu, w którym praktycznie straciliśmy całą pasję. Taka prawdziwa utrata pasji wydaje mi się rozstrzygająca, choć jeśli jeszcze mamy pomysły i nie straciliśmy nadziei, że komuś się przydadzą powinniśmy próbować, próbować i jeszcze raz próbować, ponosić porażki i próbować raz jeszcze. To istota prawdziwej przedsiębiorczości...

Ale co to oznacza być przedsiębiorczym w naszych czasach, w XXI wieku, kiedy tak wiele już wymyślono i może nam się wydawać, że nie potrafimy już wpaść na pomysł, który będzie jeszcze lepszy...

Polacy są bardzo dobrzy w tym, co nazywa się tworzeniem nowej wartości. To polega na łączeniu idei, które na pierwszy rzut oka wydają się odległe i tworzeniem z nich czegoś innego, czego wcześniej nie było. To tworzenie nowej wartości na rynku jest istotą przedsiębiorczości. Chodzi o idee, które tworzą miejsca pracy, dają dochód, czasem dają kolejne szanse. To ma rynkową wartość...

Czy w czasach globalizacji dostrzega pan jeszcze różnice dotyczące sposobów osiągania sukcesu w Ameryce, Europie, Chinach? Czy model sukcesu całkowicie się już zglobalizował, czy mamy jeszcze pewne lokalne różnice?

Od około 20 lat podróżuję mniej więcej przez 200 dni w roku. I zetknąłem się ze specyfiką różnych krajów. Sukces wciąż w różnych miejscach jest definiowany odmiennie. W Australii i Nowej Zelandii mają takie powiedzenie o "tall poppies", że jeśli wyrośniesz ponad innych, to cię zaraz skrócą. Bycie człowiekiem wielkiego sukcesu nie wszędzie jest doceniane. Myślę, że każdy sukces można jeszcze zwiększyć, jeśli ci, którym się udało, oddadzą coś swojej społeczności, będą mentorami dla młodych, zainwestują w przedsięwzięcia innych. W ten sposób dzielą się sukcesem, sprawiają, ze wszystkim wokół powodzi się lepiej. Nie ma co bić się o kawałki małego tortu, lepiej sprawić, że tort będzie większy dla wszystkich. Wiele krajów zaczyna rozumieć, że przedsiębiorczość i innowacyjność są kluczem do ich sukcesu.

Przyzwyczailiśmy się kiedyś do myśli, że osiągnięcie sukcesu wymaga cierpliwości, że musimy mieć czas na to, by nasze idee rozwinąć i osiągnąć popularność. W czasach internetu wszystko jednak dzieje się inaczej, szybciej. Można liczyć na sukces niemal na następny dzień, kiedy w ciągu dnia, dwóch, trzech, czy tygodnia nagle nasze wideo łapie milion klików. Czy pana zdaniem to zmienia ludzi, ich podejście do biznesu, przygotowania do kariery...

To fascynujące zestawienie, bo widzimy, że prędkość rozwoju technologii, szybkość innowacji gwałtownie wzrosły. To, co kiedyś trwało lata, dziś trwa zaledwie dni, czasem godziny. Ale jest i inna strona medalu. Nawet niektóre z firm, które - jak nam się zdaje - osiągnęły błyskawiczny sukces, jak Google, czy Facebook, potrzebowały w istocie wcześniej wielu, wielu lat rozwoju, wydały miliony dolarów, zatrudniały setki ludzi. Sukces nie wziął się z niczego. Więc owszem, trzeba starać się szybko wymyślać innowacje, bacznie obserwować, co dzieje się na świecie, być na bieżąco z najnowszymi technologiami, ale równocześnie trzeba uzbroić się w cierpliwość, być wytrwałym. Trzeba utrzymać koncentrację, determinację, pasję, dopiero to pozwoli stworzyć firmę, która będzie się stabilnie rozwijać. W tym tygodniu możesz mieć milion klików, ale kluczowe jest, czy to przełoży się na klientów, którzy wrócą w przyszłym tygodniu i w następnych, którzy będą chcieli wydać u ciebie pieniądze. Kliki nie zawsze oznaczają dochód.

Są firmy, które mają miliardy klientów, setki milionów, miliony, setki tysięcy, wreszcie tysiące. Czy jest jakaś liczba, od której możemy mówić o sukcesie? To tysiąc użytkowników, może 10 tysięcy?

Oczywiście to zależy od tego, jak dużo płacą za usługi. Jeśli oferujesz coś drogiego, wyjątkowego, 10 tysięcy może uczynić cię bardzo bogatym. Jeśli masz bardzo małą marżę przydałyby się miliony, a najlepiej miliardy, nawet płacących po cencie za usługę. Mój znajomy przedsiębiorca zwykł mawiać, że najłatwiejszy sposób zostania miliarderem polega na skłonieniu miliarda ludzi, by zapłacili ci po dolarze. To zależy od modelu biznesowego. Kluczem nie jest liczba klików, ani liczba klientów, ale rzeczywisty dochód. Wiele firm, choćby Amazon, ma miliony klientów, a co roku przynosi straty.

Jak pan myśli, co dominuje u ludzi właśnie teraz rozpoczynających działalność biznesową w Ameryce, czy innych krajach? Czy raczej chcą trafić do wielu użytkowników, czy też zaoferować produkt unikatowy, droższy, przeznaczony dla najbogatszych?

I w Ameryce, i w innych krajach widać dominację przedsiębiorców zafascynowanych możliwością dotarcia do milionów, setek milionów, nawet miliardów użytkowników. To wydaje się bardzo atrakcyjne. Wielu myśli, że jeśli uda im się jak najszybciej zdobyć milion, 5 milionów, 10 milionów użytkowników, szybko rozwiną firmę. Wielu z nich z czasem zauważa, że trzeba jednak stworzyć stabilniejszy model zwiększenia dochodów, a wszystko musi potrwać nieco dłużej. Takie przekonanie, że wszystko musi nastąpić szybko, niemal natychmiast, często popycha do wejścia na rynek firmy, które nie są jeszcze do tego gotowe, zanim zrozumieją, do kogo mogą dotrzeć, zanim stworzą właściwy model biznesowy. A dopiero to pozwoliłoby im utrzymać się kilka, czy kilkanaście lat. Inny problem to to, że wielu ludzi chce koniecznie szybko coś stworzyć i natychmiast sprzedać. Nie zamierzają rozwijać firmy przez pięć lat, chcą ją szybko stworzyć, sprzedać komukolwiek, choćby Googlowi za setki milionów dolarów i leżeć na plaży. To zupełnie inne podejście do biznesu, inaczej tworzysz firmę, którą chcesz rozwijać i kierować, inaczej taką na sprzedaż.

Myślimy o dwóch drogach tworzenia biznesu, dawaniu ludziom tego, czego oczekują lub pokazywanie im, że potrzebują czegoś, o czym wcześniej nawet nie myśleli. Znamy firmy, które tak robią. Który z tych modeli, na obecnym etapie globalizacji jest ważniejszy?

Pracowałem dla wielu z tych firm, znam je dobrze. Ale to niezmierna rzadkość, by mieć u steru prawdziwego wizjonera, który rozumie, czego klient potrzebuje, zanim on sam jeszcze zda sobie z tego sprawę. Klasyczny przypadek to oczywiście Steve Jobs. Ja pracowałem dla Apple i choć niewielu zdaje sobie z tego sprawę, zapewniam, że i tam dział badań rynku był bardzo rozwinięty. Ale ona sam rzeczywiście był wyjątkowy dlatego, że... sam był klientem. On tworzył rzeczy, których sam chciał używać. To niezmiernie rzadkie. Może jeden na milion prezesów firm to potrafi. Większość jednak szuka na rynku potrzeb, które mogą zaspokoić, zastanawia się, czym klienci są rozczarowani i próbuje dać im coś lepszego. Wydaje mi się, że największe innowacje pojawiają się tam, gdzie duże grupy ludzi dopasowują produkt, który nie jest jeszcze doskonały, do swoich potrzeb i wyobrażeń. Dominuje przekonanie, że odniosę sukces, jeśli stworzę coś pozbawionego choć części dotychczasowych wad. A potem, po jednym sukcesie mogę inwestować w coś innego i jeszcze innego. Nawet jeśli na czymś nie zarobię miliardów, kilka różnych produktów da mi to, czego chcę, sukces i bogactwo.

Słuchają nas młodzi ludzie, którzy jeszcze zastanawiają się nad wyborem ścieżki edukacji. Niektórzy mają jeszcze możliwość wyboru przedmiotów ścisłych, inżynierskich albo humanistycznych, socjologicznych, czy psychologicznych. Czy pańskie obserwacje wskazują na przewagę jednych nad drugimi na drodze do przedsiębiorczości?

Z tego punktu wiedzenia jednak większe szanse dają kierunki ścisłe (STEM - to skrót od Science, Technology, Engineering, and Mathematics). To właśnie w tych dziedzinach koncentruje się i zapewne będzie koncentrować zainteresowanie innowacyjnością. Ale zawsze kiedy rozmawiam z młodymi ludźmi powtarzam im przede wszystkim, by zastanowili się, co kochają, co jest ich pasją, o czym myślą wstając rano i kładąc się wieczorem spać. Co ich naprawdę kręci. Bo nie da się być naprawdę dobrym w tym, czego się nie lubi, nigdy nie osiągnie się sukcesu robiąc coś, co nas nie interesuje, w czym nie jesteśmy naprawdę dobrzy. Kolejna sugestia to: idź, porozmawiaj z kimś, kto osiągnął już to, co ty chcesz osiągnąć, zapytaj o jego wykształcenie, o to, na czym się koncentrował, co robił. Na tej podstawie będziemy w stanie ocenić, czego naprawdę nam potrzeba, na jaką pomoc musimy liczyć, jak powinniśmy myśleć. Jeśli nigdy wcześniej czegoś nie robiłeś, trudno wymyślić, czego ci potrzeba, ale jeśli porozmawiasz z jedną, czy kilkoma osobami, którym się udało, będzie łatwiej.

Oryginalność, umiejętność niestandardowego myślenia ma kluczowe znacznie dla innowacji. Do jakiego stopnia można się tego nauczyć od innych?

Są dwa sposoby. Pierwszy to obserwacja innych i uczenie się tego, jak tworzą nowe idee, innowacje, biznesy. Nazywamy to benchmarkingiem, co oznacza coś więcej, niż naśladownictwo. Drugi, ważniejszy, to stwarzanie sobie warunków życia, w których jesteś nieustannie zaciekawiony, bez przerwy zadajesz sobie pytanie, jak możesz to i owo poprawić, gdzie pojawia się jakaś szansa na zrobienie interesu, co można zmienić, by rozwiązać jakiś problem. To właśnie taka silna nieustanna ciekawość wraz z umiejętnością słuchania, która pozwoli gromadzić dostępne informacje prowadzi do pojawienia się tych niestandardowych idei. Jeśli patrzysz na to samo, na co patrzą wszyscy, dojdziesz do takich samych wniosków jak inni, jeśli jednak zawsze chcesz coś zmienić, popatrzeć z innej strony, coś przyspieszyć, coś zwolnić, masz szanse na przełom. Kiedy słynnego komika Jerrego Seinfelda pytano, czy on zawsze od dziecka był tak śmieszny, odpowiedział, że nie. Pilnuje jednak, by od rana do wieczora, w odniesieniu do wszystkiego, co go spotyka, zadawać sobie pytanie, co w tym śmiesznego. Jeśli myślisz o tym cały dzień, masz szansę coś rzeczywiście śmiesznego wymyślić. Ludzie przedsiębiorczy w podobny sposób, przez cały dzień zastanawiają się, co zmienić, w czym ludziom pomóc, jak wymyślić coś nowego. Ta skupiona ciekawość dużo daje.

Myślenie o tym, jak pomóc innym jest bardziej skuteczne, niż zastanawianie się nad tym, jak dla siebie zarobić dużo pieniędzy?

To oczywiste, jedyny sposób, by zarobić fortunę, to robić coś, czego potrzebuje bardzo wielu innych ludzi. Jedno z moich ulubionych powiedzeń brzmi, "jeśli odpowiednio wielu osobom pomożesz zdobyć to, czego chcą, dostaniesz wszystko, czego ty chcesz". Wszystkie największe firmy budują się na oferowaniu innym ludziom konkretnych usług...

Dzielenie się pomysłami jest potrzebne, ale wymaga zaufania. Jak to zaufanie budować?

Tu są jakby dwa poziomy problemu. Wiele współpracuje z rożnymi firmami i jestem często proszony o podpisanie dokumentów dotyczących poufności. Ale tak naprawdę, jeśli masz rzeczywiście unikatowe idee, szczególne umiejętności, powiązania, informacje, mogę ci zdradzić mój pomysł, ale i tak nie będziesz w stanie go tak naprawdę wykorzystać. Bardzo rzadko więc myślę o możliwości kradzieży pomysłów, same idee nie wystarczą jeszcze, by zacząć biznes, trzeba mieć jeszcze sposób wdrożenia ich w życie. A co do zaufania, niektórym trudno zrozumieć, że bez uczciwości nie ma zaufania, bez zaufania nie ma przywództwa, a bez przywództwa nie ma interesu. Zaufanie jest tu podstawą. I nie o to chodzi, by mówić, że na zaufanie trzeba sobie dopiero zasłużyć, że w chwili, kiedy spotykam kogoś po raz pierwszy, nie ufam mu w ogóle. Ja sądzę raczej, że trzeba zaczynać od pełnego zaufania i zmieniać to dopiero wtedy, gdy ktoś faktycznie na nie nie zasługuje. Nie chodzi o to, by dać się wykorzystywać, ale moim zdaniem trzeba podchodzić do ludzi z pełnym zaufaniem po to, by także na ich zaufanie zasłużyć. To nie jest łatwe, ale ludzie, którzy to potrafią tworzą lepsze społeczności i organizacje, osiągają większe sukcesy.

Jutro będzie pan prezentował najważniejsze idee, które pana zdaniem mają zasadnicze znacznie dla sukcesu w biznesie. Czy możemy poznać niektóre z nich?

Obserwacja przedsiębiorczości w rożnych rejonach świata pokazała mi, że opiera się ona na kilku podstawowych zasadach. W moim pojęciu najważniejsze są cztery. Po pierwsze talent, jakość twojej firmy jest bezpośrednio związana z jakością ludzi, których potrafisz w niej zgromadzić i utrzymać. Po drugie kultura, jaką zbudujesz. Chodzi o to, by równocześnie była ekscytująca, wciągająca, dawała radość i pozwalała przyciągać talenty, ale równocześnie zapewniała, że jesteś w stanie osiągać założone wyniki. Tu ważna jest równowaga. Po trzecie, potrzeba bardzo silnej koncentracji na klientach. Nie masz firmy, dopóki nie masz klientów. To oni płacą wszystkie twoje rachunki. Im więcej o nich wiesz, im lepiej ich rozumiesz, tym większą masz szansę na sukces. Steve Jobs był wielki, bo rozumiał swoich klientów, ona sam był swoim klientem. I wreszcie po czwarte, bierzesz te pierwsze trzy czynniki - utalentowaną załogę, odpowiednią kulturę pracy, skupienie na klientach i mnożysz to wszytko przez dyscyplinę realizacji, która oznacza odpowiedzialność, zdolność wprowadzenia produktu na rynek i upewnienia się, że wszystko idzie zgodnie z planem. Pierwsze trzy zasady działają właśnie dzięki dyscyplinie realizacji tego, po co zbudowałeś ten biznes.