Znamy już więcej szczegółów procedury, która doprowadziła w ubiegłym roku do przyjścia na świat dziecka trojga rodziców. Badacze z New Hope Fertility Center w Nowym Jorku, którzy pod kierunkiem Johna Zhanga doprowadzili do poczęcia dziecka, opublikowali szczegóły zastosowanej metody na łamach czasopisma "Reproductive BioMedicine Online". Procedura, która ma uchronić dziecko przed chorobami powstającymi w wyniku uszkodzeń tak zwanego mitochondrialnego DNA, uznawana za kontrowersyjną ze względów etycznych, została niedawno oficjalnie zaakceptowana w Wielkiej Brytanii.

Znamy już więcej szczegółów procedury, która doprowadziła w ubiegłym roku do przyjścia na świat dziecka trojga rodziców. Badacze z New Hope Fertility Center w Nowym Jorku, którzy pod kierunkiem Johna Zhanga doprowadzili do poczęcia dziecka, opublikowali szczegóły zastosowanej metody na łamach czasopisma "Reproductive BioMedicine Online". Procedura, która ma uchronić dziecko przed chorobami powstającymi w wyniku uszkodzeń tak zwanego mitochondrialnego DNA, uznawana za kontrowersyjną ze względów etycznych, została niedawno oficjalnie zaakceptowana w Wielkiej Brytanii.
Dziecko (zdjęcie ilustracyjne) /Andrew Matthews/PA /PAP/EPA

Przypadek opisuje dziś czasopismo "New Scientist", które we wrześniu ubiegłego roku jako pierwsze poinformowało o przyjściu na świat chłopca poczętego tą metodą. W swoim komentarzu tygodnik zwraca teraz uwagę na pewne uchybienia natury proceduralnej, między innymi na wyraźne obejście przepisów w tej sprawie, obowiązujących w Stanach Zjednoczonych.

Metodę zastosowano w przypadku małżeństwa, które straciło już dwoje dzieci w związku z zespołem Leigha, chorobą neurodegeneracyjną, przenoszoną przez DNA zawarte w mitochondriach i w związku z tym dziedziczoną wyłącznie po matce. Lekarze wykorzystali komórkę jajową innej kobiety, zawierającą mitochondria nieobciążone defektem. Usunęli z niej jądro i zastąpili materiałem genetycznym matki dziecka. Tak zbudowaną komórkę jajową poddano zabiegowi sztucznego zapłodnienia plemnikiem ojca i wszczepiono matce. W ten sposób dziecko nosi materiał genetyczny trojga rodziców. O ile do samego zapłodnienia doszło w klinice w Nowym Jorku, zabieg wszczepienia embrionu został wykonany w innej klinice, w Meksyku. Lekarze uzyskali przy tym zgodę komisji bioetycznej w Meksyku, natomiast o zgodę w Nowym Jorku w ogóle nie występowali.

Ciąża przebiegała normalnie, chłopiec urodził się 6 kwietnia 2016 roku i po siedmiu miesiącach, kiedy skierowano do druku opublikowany dziś artykuł, był absolutnie zdrowy, jego organizm nie zdradzał żadnych niepokojących objawów. Nie oznacza to jednak, że powodów do obaw w ogóle nie ma. Badania wykazały, że do komórki jajowej "drugiej matki" w niezamierzony sposób przeniesiono nieco DNA mitochondrialnego matki dziecka. Prawdopodobnie nastąpiło to wraz z transferem jądra jej komórki jajowej. O ile zawartość nieprawidłowego mitochondrialnego DNA w komórkach pobranych z moczu dziecka wynosi około 2 procent, badania napletka usuniętego w czasie zabiegu obrzezania wskazują już na 9 procent, bez inwazyjnego zabiegu nie ma możliwości ustalenia, czy w innych tkankach, szczególnie w mózgu, może być wyższa.

Nie jest do końca jasne, czy w miarę dorastania dziecka, proporcja wadliwego DNA mitochondrialnego może się zwiększyć. Wcześniejsze badania wskazują, że po to, by pojawiły się objawy zespołu Leigha, zawartość błędnego materiału genetycznego musi przekroczyć 60 procent. Matka chłopca nigdy nie miała żadnych objawów choroby, w jej komórkach wadliwe DNA zawiera 34 procent mitochondriów. Naukowcy są zgodni, że w tym wypadku konieczne jest ścisłe monitorowanie rozwoju dziecka. Problem w tym, że jak ujawnia tym razem czasopismo "Nature", rodzice odmówili jakichkolwiek dalszych testów, jeśli nie będą one konieczne ze względów zdrowotnych. To może oznaczać, że z punktu widzenia wiedzy medycznej ten przypadek nie przyniesie spodziewanych postępów.

Tu zresztą pojawiają sie kolejne wątpliwości natury formalnej. Nie jest bowiem jasne, czy rodzinę poproszono kiedykolwiek o pisemną zgodę na prowadzenie takich testów, czy uprzedzono ich, jakie może być znaczenie kontynuacji badań zarówno dla zdrowia dziecka, jak i dobra nauki. Podobnie nie jest jasne, czy owa "trzecia kobieta", która ofiarowała do badań swoją komórkę jajową, miała pełną wiedzę, co do procedury, której zostanie poddana. Według artykułu redakcyjnego, opublikowanego w tym samym wydaniu "Reproductive BioMedicine Online", kobieta podpisała całkowicie standardowy dokument, w którym wzmianki o transferze mitochondriów nie było. 

"New Scientist" przypomina, że od czasu urodzenia tego chłopca pojawiły się już kolejne doniesienia o dzieciach trojga rodziców. Dziewczynka i chłopiec poczęci przy pomocy podobnej techniki, zastosowanej w celu skorygowania bezpłodności matek, miały przyjść na świat w styczniu i lutym bieżącego roku na Ukrainie. 

(ph)