Próby wczesnej diagnozy groźnej, przenoszonej przez kleszcze choroby, boreliozy, przypominają wciąż szukanie igły w stogu siana. Są szanse, że teraz to się zmieni. Badacze z dwóch amerykańskich instytutów naukowych opisują na łamach czasopisma "mBio" nową procedurę, która powinna wykrywać infekcję krótko po wniknięciu bakterii, w chwili, kiedy dotychczasowe testy dają jeszcze wyniki negatywne. To szansa na przyspieszenie terapii i uniknięcie poważnych efektów ubocznych.

Obecne testy pozwalają na wykrycie infekcji dopiero wtedy, gdy we krwi pojawi się odpowiednio wysoki poziom przeciwciał. To zajmuje zwykle od 4 do 6 tygodni. Chorobę można wykryć wcześniej, jeśli u pacjenta wystąpi charakterystyczny rumień. U 20 do 30 procent zarażonych taki rumień się jednak nie pojawia.

Badacze z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco i Johns Hopkins University opierają swoją nową metodę na analizie tak zwanego transkryptomu, czyli zestawu genów, które uruchamiają się w mononuklearnych komórkach krwi obwodowej w odpowiedzi na pojawienie się bakterii. Wykorzystali w tym celu nowoczesną technikę sekwencjonowania, RNA-seq.

Badaniom poddano 29 zarażonych osób przed i bezpośrednio po trzytygodniowej terapii antybiotykowej oraz pół roku później. Ich wyniki porównano z wynikami osób cierpiących na innego typu infekcje bakteryjne i wirusowe. Okazało się, że borelioza niesie za sobą szczególną genetyczną "sygnaturę", która utrzymuje się nawet po terapii antybiotykowej, a w niektórych przypadkach można ja wykryć nawet pół roku później.

Z tego co wiemy, nasza praca po raz pierwszy pokazuje zmiany w ekspresji genów, które pojawiają się po zakażeniu i utrzymują nawet po przeprowadzeniu kuracji odpowiednimi antybiotykami - mówi jeden z autorów badań, profesor John Aucott z Johns Hopkins University School of Medicine.

Pół roku po rozpoczęciu terapii, całkowicie wyzdrowiało 15 z 29 osób, jedna zrezygnowała z udziału w eksperymencie, u 13 zaś wciąż utrzymywały się objawy choroby. Mimo radykalnych różnic w samopoczuciu tych dwóch grup pacjentów, obserwowana u nich ekspresja genów, ich transkryptomy były praktycznie nie do odróżnienia. Nie wiadomo jeszcze, dlaczego tak jest, ale można mieć w związku z tym nadzieje, że taka analiza faktycznie się w diagnostyce boreliozy przyda. 

Badacze zwracają uwagę, że w USA rocznie stwierdza się około 30 tysięcy przypadków boreliozy. W ich ocenie dokładniejsza diagnostyka może zwiększyć tę liczbę nawet 10-krotnie. Szybkie wdrożenie właściwego leczenia ma kluczowe znaczenie bowiem u 10-20 procent zarażonych, nawet mimo terapii antybiotykowej objawy się utrzymują, a nieleczona lub nieskutecznie leczona borelioza może prowadzić do szeregu groźnych powikłań, jak przewlekłe zapalenie stawów, zapalenie opon mózgowych, zaburzenia neurologiczne, czy choroby układu krążenia.