Na ekrany wchodzi "Wymyk", film w reżyserii Grzegorza Zglińskiego. Jest to bardzo gorzka historia dwóch braci, Jerzego i Alfreda. Z odtwórcą roli Alfreda, Robertem Więckiewiczem, rozmawiała dziennikarka RMF Classic, Magdalena Miśka-Jackowska.

Podczas podróży koleją podmiejską Jerzy staje w obronie napastowanej dziewczyny, zaś Alfred reaguje za późno. Jego brak zdecydowania doprowadza do tragedii - Jerzy zostaje wyrzucony z pociągu przez bandytów. W roli Alfreda wystąpił Robert Więckiewicz, jeden z najwybitniejszych aktorów współczesnego polskiego kina. Kojarzony jest z on z rolami twardych facetów, tymczasem w "Wymyku" zagrał człowieka niezdecydowanego, biernego i niedostosowanego do współczesnej rzeczywistości.

"Wymyk" jest kolejnym filmem świadczącym o dobrej passie aktora. Niedawno do kin weszły "Baby są jakieś inne" z jego udziałem, "Wymyk" właśnie wkracza na ekrany, a w styczniu zobaczymy Więckiewicza w obrazie "W ciemności" Agnieszki Holland.

Magdalena Miśka-Jackowska: O ostatnich swoich ważnych rolach powiedział Pan: "Nie mogłem nie zagrać u Agnieszki Holland i Marka Koterskiego". A czym ujął Pana Greg Zgliński? To scenarzysta, kompozytor, reżyser i operator. Artysta, który szereg nagród zdobył za film "Cała zima bez ognia", a dla polskiej telewizji reżyserował m.in. "Londyńczyków".

Robert Więckiewicz: Od dawna byliśmy umówieni na ten film. Dwa lub trzy lata temu realizowaliśmy jedną scenę z tego filmu w ramach projektu "Ekran" w szkole Andrzeja Wajdy. I już wtedy Greg wiedział, że to mam być ja. Z tym, że Greg i Janusz Margański, współscenarzysta, potrzebowali czasu, żeby scenariusz dopieścić. Co mnie ujęło? Ta historia, scenariusz. Świetny scenariusz, został nagrodzony w Gdyni. Rola właściwie na pierwszy rzut oka nie dla mnie. Spotkałem się z takimi opiniami, że powinniśmy grać odwrotnie - że Łukasz Simlat powinien grać tego brata, którego ja grałem, a ja tę jego postać. Ujęło mnie, że Greg zobaczył we mnie pewne rzeczy, których inni może nie dostrzegają, albo są za leniwi, żeby dostrzec. I to mi się bardzo spodobało.

Tak sobie pomyślałam - oto aktor, który nadal przez dużą część widowni kojarzony jest z rolami twardzieli, gra na ekranie faceta, który okazuje kolosalną, absolutną słabość. Ta jego słabość kosztuje życie jego brata. Ale czy to czasem nie jest taki znak czasów?

Ktoś powiedział, że to jest film o tym, że my się boimy, że ten bohater ucieleśnia takie właśnie nasze powszechne strachy, jakieś bóle. Bardzo mi się podobało w tym bohaterze, że on jest właśnie taki defensywny. On reprezentuje być może tę część społeczeństwa polskiego, która nie umie odnaleźć się w nowej rzeczywistości, takiej dynamicznej, bardzo ekspansywnej. I to, co było dla mnie najbardziej interesujące w tej postaci - to, że on się boi, ale nie agresji - takiej skierowanej bezpośrednio w swoim kierunku - tylko to jest pewnego rodzaju strach przed wzięciem odpowiedzialności , strach przed podjęciem decyzji. Oczywiście, on się obudowuje różnymi atrybutami: kupuje sobie samochód, nosi broń, co prawda nienaładowaną, ale to mu daje poczucie jakiegoś bezpieczeństwa. Okazuje się, że to wszystko oczywiście jest bez sensu.

Z drugiej strony, boi się nawet podjąć decyzję, która by mogła zaważyć na losach własnej firmy.

Tak, więc to jest taka właśnie zachowawczość, taki - śmiem twierdzić - spadek po poprzedniej epoce, kiedy właściwie niewiele od nas zależało i takie słowa jak "przedsiębiorczość", "inicjatywa" były obce. On jest człowiekiem jakby starej daty, mimo iż to nie jest jakiś stary człowiek, bo on jest w moim wieku, ale mentalnie gdzieś jeszcze tkwi w tamtych czasach. Natomiast jego brat, który skończył studia w Stanach Zjednoczonych, jest z zupełnie innego rozdania. No i na tym tle, między innymi, dochodzi do konfliktu między nimi. Podobało mi się, że ten człowiek jest taki "do wewnątrz", jest taki introwertyczny. No i rzeczywiście moment, kiedy dochodzi to tego zdarzenia, do tej tragedii, demoluje mu tak naprawdę całe życie.

"Wymyk" to historia braci, zamieszanych przypadkiem w awanturę w podmiejskim pociągu. Tylko młodszy zareaguje, przypłaci to życiem. Zagrał Pan tego starszego, który na scenę patrzy ze strachem, obojętnością, a może czymś jeszcze innym? Jak ten trudny moment wyglądał w scenariuszu i jak Robert Więckiewicz wymyślał tą scenę?

Przyznaję się, że nie miałem kompletnie pojęcia, jak to zagrać. W ogóle nie wiedziałem, co ja mam zrobić. Przyznaję się tutaj do totalnej bezradności aktorskiej. Jak można zareagować w obliczu takiej sytuacji? Więc postanowiłem nie robić po prostu nic. Bo wydawało mi się, że każdy gest może być fałszywy. To, na czym mi najbardziej zależało, żeby to była prawdziwa reakcja. Właściwie niezagrana. Tego się nie da zagrać. Oczywiście, w scenariuszu jest tak, że wsiadają te oprychy, zaczepiają. Młodszy brat reaguje, starszy próbuje go jeszcze powstrzymać, ale pada "Jurek, nie mieszaj się", no a później dochodzi do tej bójki i wyrzucenia tego brata. Wszystko trwa bardzo krótko. No i tyle jest informacji, teraz trzeba to wypełnić w jakiś sposób. Przyznaję, że strasznie było to rzeczywiście bardzo trudne, żeby uwiarygodnić tę reakcję. Natomiast wie pani - film to jest takie czary-mary, że właściwie wszystko, co się dzieje wcześniej, i co się dzieje później, pracuje na tę sytuację.