"Jeszcze Polska nie zginęła" - to tytuł książki napisanej przez dwóch holenderskich dziennikarzy. Książka mówi pozytywnie o Polakach i ma między innymi zmienić negatywny obraz Polski w kraju tulipanów. Nasza dziennikarka Katarzyna Szymańska-Borginon rozmawia ze Stephanem Alonso, jednym z autorów tej książki.

Katarzyna Szymańska-Borginon: Tytuł książki jest trochę pompatyczny.

Stephane Alonso: Długo szukaliśmy tytułu, a w końcu stwierdziliśmy, że "Jeszcze Polska nie zginęła" to jest esencja Polski. Polska to był kraj, który zawsze miał nadzieję, a z drugiej strony napotykał zawsze trudności. Dla Holendrów to może być dziwny tytuł, ale zaraz, gdy się zaczyna czytać książkę to wiadomo, że to hymn narodowy.

A czy Holendrzy są w ogóle zainteresowani Polską?

Coraz bardziej. Był długi okres, gdy Polska  była kojarzona wyłącznie z imigracją zarobkową. Teraz to zaczyna się zmieniać i Holendrzy zaczynają rozumieć, że Polska to duży, ważny kraj, który musi być traktowany na serio. Mam nadzieję, że moja książka w tym trochę pomoże w tej zmianie wizerunku.

Historia Polski zajmuje spore miejsce w twojej książce.

Historia to jest duży temat w Polsce. Nie należy więc go unikać. Nie chcieliśmy jednak napisać długiej, ciężkiej, smutnej historii o Polsce. Dlatego też poruszyliśmy inne, lżejsze tematy jak np. kuchnia. Chcieliśmy pokazać, że Polska to nie tylko ta smutna historia, ale wiele innych ciekawych rzeczy.

Takich jak polska kuchnia?

Uwielbiam polską kuchnię! Zwłaszcza te ilości są niesamowite... Czasami było tak, że jem i jem i myślę, że chyba umrę od tego jedzenia... Podoba mi się powrót polskiej kuchni do tradycji przedwojennej. Zafascynowała mnie tradycja polskich, przedwojennych cukierni.

A jakie dania lubisz w polskiej kuchni?

Kotlet schabowy.

To niezbyt wyszukane danie.

Wiem, ale cóż zrobić. Lubię także bigos. Przyznam natomiast, że nie bardzo mi smakuje polski chleb i byłem zdziwiony, że Polacy uważają, że polski chleb jest najlepszy na świecie. Lubię też kuchnię hiszpańską, ale tę prostą wersję. Uważam, że polska kuchnia jest nawet podobna do hiszpańskiej. Też są kiełbaski, kartofelki. No po prostu - pyszne.

Jednak obraz Polaków w Holandii jest raczej - negatywny. Dlaczego? Wystarczy, że wspomnę tylko  niesławny  antypolski portal Gerta Wildersa.

To Holandia ma problem, zresztą wiele krajów ma ten sam problem. Chodzi o mondializację. Rok 1989 był tutaj początkiem tej mondializacji. Świat zrobił się większy. Wtedy myśleliśmy, że to świetnie, jesteśmy lepsi, bo wygrała wolność i demokracja. Teraz po ponad 20 latach okazało się, że musimy być odpowiedzialni za dużo więcej spraw. Myślę, że upadek muru berlińskiego i upadek komunizmu to była swojego rodzaju trauma dla Holendrów. Przed 1989 świat był mniejszy, bezpieczniejszy, czarno-biały. To był taki prosty, fajny świat. Teraz świat jest bardziej skomplikowany.

Może masz jakieś rady dla nas, żebyśmy jakoś poprawili nasz wizerunek?

Dużo i tak się już robi. Trzeba mieć dużo kontaktów ekonomicznych, kulturalnych. Każdy Holender, który zna trochę Polskę wie, że w Holandii mówi się na temat Polski dużo bzdur. Sądzę, że teraz pomału to się będzie zmieniać. Trzeba tylko trochę poczekać.

Książkę napisałeś trochę po to, żeby zmienić, polepszyć ten obraz?

Mieszkałem osiem lat w Polsce, a gdy wróciłem do Holandii, to gdy ludzie mówili o Polsce, to zawsze myślałem:  to przecież nie ten kraj, który znam. Gdy ludzie mówili o Polsce, to wydawało mi się, że mówią o jakimś kompletnie innym kraju. Ciągle słyszałem, że tam są tylko katolicy i pijacy. Wtedy z moim współautorem pomyśleliśmy, żeby ten obraz zmienić. Nie, żeby pisać, że Polska to najpiękniejszy i najlepszy kraj na świcie, bo tak też nie jest. Po prostu kochamy ten kraj, dostrzegamy jednak pewne wady. Polska nie powinna np. konkurować z Chinami, bo siła robocza jest tania. To jest myślenie na krótką metę. To nie jest dobry model biznesowy.  Polska powinna trochę się bardziej koncentrować na takich sprawach jak np. Niemcy czy Holandii, czyli na innowacji. I robić bardziej innowacyjne produkty, bo tanie skarpety każdy może zrobić.

Zwróciłeś uwagę na to, że wciąż w zagranicznej prasie pojawia się określenie "polskie obozy koncentracyjne".

Wcale się nie dziwię, że Polacy się z tego powodu denerwują, bo to przecież straszne ignorancja. Trzeba to wytykać i nie przyjmować do wiadomości tłumaczeń, że chodzi o wskazanie geograficzne. To zrobili Niemcy i koniec kropka.

Masz polską rodzinę. Twoja żona jest Polką, a syn mówi dobrze po polsku, chociaż mieszkacie teraz tutaj, w Belgii.

Mój syn mówi nawet lepiej po polsku niż ja. Wciąż mnie poprawia. Syn zresztą urodził się w Warszawie, a moja żona jest Polką. Zacząłem pracę jako korespondent w Polsce w 2001 roku. Zafascynowała mnie najpierw unikalna historia Polski, te zmiany granic, te tragiczne historie rodzinne. Rozmawiasz np. z kimś z Gdańska, a okazuje się, że jego rodzina pochodzi z Ukrainy.

Historia twojej rodziny też nie jest prosta.

Mój tata jest Hiszpanem, mama - Francuzką. W latach 70. zamieszkali w Holandii. Mój tato dostał pracę na uniwersytecie w Holandii i ja się w Holandii urodziłem. Chodziłem do holenderskiej szkoły. Gdy jestem w Holandii - czuję się Holendrem, we Francji - Francuzem, w Hiszpanii - Hiszpanem. Muszę przyznać, że gdy jestem w Polsce, to jestem Polakiem.

A jak ci poszło z nauką polskiego?

Na początku nie sądziłem, że będę się uczyć polskiego. Myślałem, że to za trudny język. Nie lubię gramatyki, a polska gramatyka jest straszna. Zaczynałem kupować polskie filmy na DVD, na których były napisy po angielsku. Pierwszym słowem, którego się nauczyłem było słowo "zdrajca". Bo gdy oglądasz polskiej filmy, to ciągle ktoś krzyczy "zdrajca!". I tak zacząłem się uczyć. Miałem oczywiście w Warszawie mój ulubiony bar, gdzie zawsze próbowałem rozmawiać po polsku. W Polsce dużo osób nie zna obcych języków. Dla mnie to było dobrze, bo musiałem zacząć mówić po polsku.