"Nie lubię reagować na nieprawdziwe zaczepki" - tak swoje dotychczasowe milczenie tłumaczy w rozmowie z RMF FM dyrektor Narodowego Starego Teatru w Krakowie. Marek Mikos odniósł się w ten sposób do medialnych informacji o chaosie na narodowej scenie i niepewnym losie związanych z teatrem artystów. "Nikogo nie zwolniłem, żadnego spektaklu nie zdjąłem z repertuaru (...) dochodzą do mnie informacje, że ci, którzy chcą coś robić w Starym Teatrze w Krakowie, nazywani są od razu kolaborantami" - mówi w RMF FM Mikos. A nieżyczliwych prosi "żeby nie dali się sterować, żeby nie byli marionetkami w spektaklu pod tytułem "stypa". Nie ma żadnej stypy, Stary Teatr pracuje" - zapewnia dyrektor teatru. W tej chwili trwają prace nad czterema najbliższymi premierami oraz przygotowania do trzech następnych. Na czerwiec planowana jest premiera spektaklu "Pierwiastek z -1" w reżyserii powracającej po trzech latach do Starego Teatru Agnieszki Mandat.

Katarzyna Sobiechowska-Szuchta RMF FM: "Stary Teatr tonie, Mikos sobie nie radzi, niszczy, wyrzuca..." - to tylko kilka nagłówków z prasy i z internetu. Zastanawiam się, powiem panu zupełnie szczerze, dlaczego pan się nie broni. Wie pan, jak to wygląda? “Nie mówi nic, znaczy prawda..."

Marek Mikos, dyrektor Narodowego Starego Teatru w Krakowie: Mówi, właśnie teraz rozmawiamy...

Czyli przemówił pan...

Ja na samym początku dużo mówiłem. 1 września przejąłem Stary Teatr i to w takich nadzwyczajnych okolicznościach, bo poprzednik w ogóle mnie do końca sierpnia nie wpuścił do teatru. Potem przez parę dni dużo mówiłem i dużo pracowałem, a potem już tylko dużo pracowałem, nad repertuarem, nad organizacją teatru. No i teraz postanowiłem mówić. Natomiast nie lubię reagować na nieprawdziwe zaczepki.

Tyle że nawet ci, którzy są panu życzliwi, zaczynają się nieco niepokoić. Nie ma Michała Gielety, dyrektora artystycznego, kilka dni temu kierownik literacki Artur Grabowski też pożegnał się z teatrem, choć ten ostatni napisał w lakonicznym oświadczeniu, że dobrze życzy teatrowi. Jak to się stało, że ich nie ma?

Michał Gieleta to był kandydat na wicedyrektora do spraw artystycznych i ja z nim nie podpisałem żadnej umowy. Okazało się w trakcie rozmów, że jednak on ma inną wizję teatru niż ta, którą mi przedstawiał wcześniej, zresztą nawet publicznie wypowiadał się, że się nie zgadza z moimi tezami, które przedstawiłem w programie. I przyjaźnie się rozstaliśmy. Planowałem, żeby Artur Grabowski został kierownikiem literackim, ale to byłoby możliwe dopiero od pierwszego kwartału przyszłego roku, trzeba by zmienić regulamin organizacyjny. Razem doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie, gdy Artur Grabowski będzie ze mną współpracował przy konkretnych projektach, teraz mówimy o projekcie związanym z Witkacym i ta współpraca będzie się rozwijać. Natomiast nie będzie kierownikiem literackim. Równocześnie jest szef dramaturgów, normalnie funkcjonuje w teatrze.

Czy wyrzucił pan kogoś z Narodowego Starego Teatru w Krakowie?

Nie wyrzuciłem ani jednej osoby.

Ile osób pracuje na etacie w Starym Teatrze, jaka jest proporcja aktorów do pracowników?

Jest 180 osób na etatach, mogę się co do jednej mylić. Z czego etatowi aktorzy to jest 48 osób. Czyli pozostałe sto kilkadziesiąt osób to są osoby z pionu technicznego, administracyjnego, również artystycznego, ale nie aktorzy. I w całym tym ogromnym gronie nie spotykam, albo są to absolutnie sporadyczne wypadki osób, które mają jakieś zastrzeżenia co do zarządzania teatru przeze mnie. Zresztą trudno mieć takie zastrzeżenie, jeżeli ja dopiero zacząłem pracę i właśnie porządkuję działanie teatru.

Zdjął pan jakiś tytuł z repertuaru?

Nie. Tutaj sytuacja wygląda w ten sposób, że jeden tytuł z repertuaru zdjął mój poprzednik Jan Klata. I to zdjął swój tytuł, czyli "Króla Ubu". Ja ani jednego nie zdjąłem.

A spotkał się pan z Janem Klatą?

Tak. Chciałem się z Janem Klatą spotkać od razu, jak tylko byłem nominowany, tuż po zwycięstwie w konkursie. Niestety, on publicznie wielokrotnie deklarował niechęć, powtarzał, że mnie nie wpuści do teatru. Ja go wpuszczam na próby wznowieniowe. Mało tego, w zeszłym tygodniu zaprosiłem go, widzieliśmy się i rozmawialiśmy ze sobą.

Pytam o to dlatego, że pojawiają się głosy, że gdyby to Jan Klata wygrał konkurs, bo ten konkurs przypomnijmy z panem przegrał, Stary Teatr grałby teraz bardzo duże spektakle reżyserowane przez duże nazwiska.

Gdybać zawsze można, ale warto mówić o konkretach. Osoby, które mówią, że reżyserowałby teraz Luk Perceval, pewnie nie wiedzą, że nie została podpisana żadna umowa, nie ma żadnego śladu takich rozmów. Ale to przecież nie oznacza, że nie będzie reżyserował, ja również bardzo cenię Luka Percevala. Jedyna umowa reżyserska, którą pozostawił otwartą Jan Klata, to jest umowa z nim. Ale nie zrobił spektaklu, który miał zrobić na początku tego roku, ale nie wywiązał się z tego, nikomu się z tego nie tłumacząc.

Tuż przed pana nominacją powstała Gildia Reżyserów, która bojkotuje pana, mówiąc krótko. A twórcy, którzy chcą współpracować ze Starym Teatrem, nazywani są kolaborantami. Dotarły do pana takie informacje?

Oczywiście, że dotarły. To w ogóle jest ciekawa sprawa z tą Gildią Reżyserów. W przeddzień mojej nominacji zebrali się reżyserzy, założyli gildię i wydawałoby się, że jej podstawowym zadaniem jest bronienie interesów reżyserów i oczywiście jakości sztuki. Tymczasem oni skupili się w dużym stopniu na początku na mnie. To jest bardzo duża i bardzo zróżnicowana grupa, do tej grupy należy też bardzo wielu reżyserów, którzy chętnie robiliby spektakle w Starym Teatrze, wiele z tych osób mi to mówiło, tylko właśnie natychmiast po poinformowaniu o tym nazywani są kolaborantami. To jest dziwne, że kolaboracją nazywa się pracę dla Starego Teatru i czasem mówią o niej osoby, które biorą z tego teatru pieniądze, bo współpracują z nim.

Ale prawda jest taka, że zamknąłby pan usta przeciwnikom, pokazując konkrety. Na razie mamy właśnie ogłoszony repertuar na styczeń. Czy wiadomo co dalej? Bo skoro publiczność, skoro aktorzy też nie wiedzą co dalej, to otwiera się pole do spekulacji. I może takie właśnie konkrety, duże nazwiska, duże spektakle pozwoliłyby zobaczyć jak wygląda przyszłość Starego Teatru. Na razie mamy rzeczywiście tak, że jest pan Gieleta, potem go nie ma. Jest pan Grabowski, potem go nie ma. Są jakieś nazwiska które "być może", "coś", "w przyszłości". To może konkretnie?

Bardzo chętnie odpowiem konkretnie. Tylko może na początku odniosę się do tej niecierpliwości. Skoro dopiero 1 września wszedłem do Starego Teatru, to trudno ode mnie oczekiwać na przykład podpisanych umów natychmiast, we wrześniu. Mój poprzednik miał pół roku na przygotowanie repertuaru we współpracy ze swoim poprzednikiem. Zresztą odpłacił mu się tym, że pozdejmował wszystkie jego spektakle, z wyjątkiem "Opery mleczanej", a mowa tu o Mikołaju Grabowskim, z którym tak właśnie postępował Jan Klata. Na początku były zdejmowane spektakle, które proponował, kończyło się wiele działań artystycznych skandalem, a na zarzuty bardzo mocne po 16 miesiącach w ogóle po prostu nie odpowiadał. Także to jest mierzenie ludzi różną miarą. A konkrety? W tej chwili trwają prace nad czterema najbliższymi premierami oraz przygotowania do trzech następnych. Najbliższe premiery planowane są na styczeń. To będzie "Dom Bernardy A." czyli "Dom Bernardy Alba" Federico Garcii Lorki, tylko taka wersja z wykorzystaniem multimediów. Taka wersja eksperymentalna, to jest spektakl w reżyserii Alejandro Radawskiego. W lutym na Dużej Scenie pierwsza duża premiera - “Masara" Mariusa Ivaškeviciusa, reżyseruje Stanisław Mojsiejew. W marcu "Golud" w reżyserii Adama Walnego, w kwietniu "Nora" Ibsena. A kolejne premiery planuję na czerwiec. To będzie "Pierwiastek z -1" w reżyserii Agnieszki Mandat.

Czyli Agnieszka Mandat wraca do Starego Teatru?

Agnieszka Mandat, która odeszła ze Starego Teatru, odeszła z zespołu Jana Klaty w kwietniu 2014 roku, wraca do swojego teatru i będzie współpracować jako reżyser i jako aktorka. I właśnie ta pierwsza rzecz to planowana na czerwiec premiera, właśnie teraz na ten temat rozmawiamy. A potem jesienią planowane są następne premiery.

Panie Marku, długo pan nie mówił, nie ustosunkował się do tych wszystkich zarzutów, które się pojawiały, a jest grupa, która jest i panu, i pana programowi nieprzychylna. Pan sugeruje, że może to być element jakiejś gry bazującej trochę na emocjach, trochę na niepełnej wiedzy. Co by pan tym ludziom powiedział?

Apeluje do osób, które rozpowszechniają niesprawdzone, a czasem po prostu fałszywe informacje na temat Starego Teatru i na temat mojej pracy, żeby zwróciły uwagę na fakty, na prawdę, a nie na półprawdy. Żeby nie dali się sterować, żeby nie byli marionetkami w spektaklu pod tytułem "stypa". Nie ma żadnej stypy, Stary Teatr pracuje, ja pracuję trzeci miesiąc, przygotowałem repertuar na styczeń, domykam repertuar na luty i marzec, przygotowuję premiery, rozmawiam z artystami, przyjmuję nowych, dobrych aktorów, teatr normalnie pracuje. Proszę mi dać czas na pracę i proszę dać sobie czas na pracę. I proszę się nie poddawać emocjom. Emocje w teatrze są ważne, ale jeżeli kierujemy się wyłącznie emocjami a nie rozumem, to nie możemy razem zajść daleko. A naprawdę da się bardzo dużo razem zrobić. Dla dobra tego teatru i dla dobra publiczności, która jest najważniejsza.