Dzisiaj w Cannes nieprzebrane tłumy festiwalowych gości mogą zobaczyć jedną z najniecierpliwiej oczekiwanych tegorocznych superprodukcji – czwartą część kultowej serii „Mad Max” pt. „Na drodze gniewu” z Tomem Hardym i Charlize Theron w rolach głównych! Reżyser twierdzi, że zbuntował się przeciwko zalewowi komputerowych efektów specjalnych w hollywoodzkich filmach – chciał, by postapokaliptyczny świat wydawał się widzom jak najbardziej realistyczny. Rezultat widział już francuski korespondent RMF FM - Marek Gładysz.

Legendarny już twórca serii "Mad Max" - 70-letni Australijczyk George Miller - podkreśla, że postanowił po 30 latach przerwy nakręcić nową część tego "heavymetalowego westernu" za 100 milionów dolarów starymi metodami. Na prawdziwej pustyni w Namibii ścigają się specjalnie skonstruowane postapokaliptyczne pojazdy, z których niektóre rozwijają naprawdę prędkość do 100 kilometrów na godzinę. Większość z nich uległa zniszczeniu w czasie kręcenia, bo Miller jest wielkim miłośnikiem spektakularnych kolizji i eksplozji.

Kaskaderzy - a nawet główni aktorzy - wykonują naprawdę groźne akrobacje. W imię realizmu Charlize Theron postanowiła na początku kręcenia prawie ogolić sobie głowę - na filmie ma bardzo krótkie włosy. Zasugerowała, że nie chciała przypominać hollywoodzkich aktorek, które w każdej sytuacji mają piękne fryzury. George Miller podkreśla, że aż 80 procent zapierających dech w piersiach efektów wizualnych zrealizowanych zostało bez komputerowych sztuczek.

Bez tych ostatnich się jednak do końca obyć nie mogło. Zbuntowana, wojownicza imperatorka Furiosa, którą gra Charlize Theron, walecznie walczy z hordami mutantów, choć ma amputowane przedramię. W czasie wykonywania akrobacji aktorzy i kaskaderzy asekurowani byli linami, które tez komputerowo zamazano z ekranu. Bez informatycznych sztuczek nie byłoby tez spektakularnej pustynnej burzy na początku filmu.

Francuski korespondent RMF FM Marek Gładysz, który już obejrzał "Na drodze gniewu", sugeruje, że to świetny film dla wszystkich miłośników kina bardzo "komiksowego", które nie zmusza do zbyt głębokich refleksji. Rytm tego, co dzieje się na ekranie, jest taki, że w pewnym momencie można nabawić się prawie "oczopląsu" - szczególnie oglądając wersje trójwymiarową. Jest mało dialogów, a dużo bijatyk, strzelanin, eksplozji i szaleńczych pościgów z udziałem dziesiątek postapokaliptycznych pojazdów przy dźwiękach heavy metalu na pustyni w Namibii. Charlize Theron i Tom Hardy, który z powodzeniem zastąpił podstarzałego Mela Gibsona, są jednak genialni - to oni sprawiają, że z tego komiksowego filmu przebijają się prawdziwe, pełne niuansów ludzkie emocje. Komentatorzy sugerują, że to, czego dokonał George Miller jest dowodem, iż nawet w wieku 70 lat można zachować młodość ducha.

(mal)