"Chciałem zbudować napięcie i emocje" - mówi w RMF FM Robert Gliński, reżyser "Kamieni na szaniec". Obraz według znanej książki, 7 marca trafi do kin i jeszcze przed premierą wzbudził kontrowersje. "Większość osób, które atakują film jeszcze go nie widziało. I nie wiem, skąd się u nich bierze taka niechęć" - dodaje reżyser.

Wątpliwości historyczne  

Robert Gliński mówi, że przydałaby się sensowna debata, jak traktować historię w filmie. Przecież film nie jest dokumentem, esejem historycznym, więc trudno wymagać od filmu, żeby pokazywał jakąś jedną ogólną prawdę historyczną. Historia jest wieloznaczna (...) i pod różnym kątem może być pokazywana - przekonuje. W filmie trzeba uwzględnić pewną narrację, budowę bohatera, dramaturgię. Uważam, że historię trzeba interpretować na ekranie przez ludzi, przez postacie. Na bazie prawdziwych wydarzeń pokazywać pewną subiektywną wizję tej historii, pokazywać przez emocje i uczucia postaci, które w tej historii uczestniczą - mówi w RMF FM Gliński. I jak dodaje - obiektywne pokazywanie wydarzeń historycznych nie ma sensu w filmie, bo zawsze to będzie jakiś interpretacja.

Dziwna śmierć Zośki

Na pytanie dziennikarki RMF FM, czy właśnie z tego powodu w taki, a nie inny sposób pokazał scenę śmierci Zośki Robert Gliński odpowiada: Scena śmierci Zośki jest moją interpretacją, która dotyczy piątego przykazania "nie zabijaj". Ten dylemat był bardzo aktualny i silny w dyskusjach Szarych Szeregów. Harcerstwo to jest wychowanie młodzieży. To nie jest armia, to nie są żołnierze, którzy mają zabijać wroga. Przez lata trwały dyskusje, głównie na początku okupacji, czy dzieci mają strzelać, czy dzieci mają zabijać. (...) tę postawę, te rozmowy, te spory, te wątpliwości  w filmie pokazuję. Zośka, który jest walecznie nastawiony, w pewnym momencie zaczyna się wahać. (...) historycznie jego śmierć była bezsensowna i przypadkowa, w filmie wolałem ją powiązać z jakimś wyborem moralnym, bo on po śmierci kolegów miał pewne wątpliwości. Wątpliwości pojawiły się też w sprawie chaotycznie wyglądającej w filmie "Akcji pod Arsenałem".  Ta akcja wyglądała tak jak w filmie - przekonuje reżyser. Chaos i wpadki miały miejsce, akcja była bardzo dobrze zaplanowana, ale pewne rzeczy nie wyszły - mówi Gliński.

Napięcie i emocje

Estetyka, montaż, zdjęcia i muzyka sugerują, że odbiorcą filmu "Kamienie na szaniec" ma być głównie młody widz. To prawda, tak miało być  - mówi Robert Gliński . Jesteśmy po kilku pokazach dla harcerzy, którzy bardzo dobrze przyjęli film. On jest zrobiony współcześnie, chcieliśmy, żeby był dynamiczny, szybko opowiedziany, żeby były wzruszające, prawdziwe, żywe postacie, a nie pomnikowi bohaterowie wygłaszający komunały. Gliński mówi, że jako reżyser chciał osiągnąć w tym filmie dwie rzeczy. Zbudować napięcie związane z historią, którą opowiadam. I zbudować emocje. To znaczy tak zbudować sceny, sceny śmierci, traumy po śmierci, żeby one miały w sobie ładunek emocjonalny. Oczywiście to widzowie ocenią, czy to jest, czy nie ma. Ale cały wysiłek pracy reżyserskiej i operatorskiej szedł w tym kierunku, żeby te dwie rzeczy zbudować w filmie - napięcie i emocje.

Katowanie Rudego

Sceny przesłuchania Rudego są wstrząsające, naturalistyczne, zrobione wyjątkowo mocno i wyraziście One są okrutne. Pokazujemy, że gestapo strasznie męczyło tego biednego chłopca (...) to były tortury, na skutek których Rudy zmarł. (...) Sceny z gestapo w Alei Szucha są bardzo realistyczne, na dodatek  kręciliśmy w tym samym pokoju, w którym 70 lat temu Rudy był katowany. To był pokój na pierwszym piętrze, normalny pokój biurowy.

Męska przyjaźń

Reżyser usunął nieco w cień postać Alka. Na pierwszy plan wysunął męską przyjaźń Rudego i Zośki. Nie ma tu, jakby chcieli jacyś interpretatorzy, przyjaźni gejowskiej. Tym bardziej, że i Rudy i Zośka mieli swoje sympatie - dziewczyny i w filmie też je mają. Nie wchodzimy na żadne pola homoseksualne - ucina reżyser.

Ataki i pochwały

Większość osób, które atakują film go jeszcze nie widziało. I nie wiem, skąd się u nich bierze taka niechęć - mówi reżyser. Kontrowersje dotyczą m.in nieścisłości historycznych i scen z nagością. Są dwie, ale niektórzy piszą, że nie powinno ich być wcale. Ale dziennikarka RMF FM pytała reżysera też o pozytywne reakcje, których był świadkiem. Dla mnie najważniejsze są emocje widza po seansie. Jak ktoś szuka chusteczki, żeby wytrzeć oczy. Jak ktoś siedzi, film się kończy, a on nie wstaje. Bo go tak wepchnęło w fotel, że on nie jest w stanie się podnieść. Bo zobaczył śmierć, zobaczył emocje, zobaczył reakcję na tę śmierć. I widzę, po pierwszych przedpremierowych projekcjach, że widzowie często podnoszą się z fotela z opóźnieniem - mówi reżyser.

Dedykacja mamie

Robert Gliński mówi, że oprócz rozmów z harcerzami, historykami, ważne były także chwile wspomnień jego mamy, która była w Szarych Szeregach, znała Zośkę, a potem walczyła w kompanii Rudy Batalionu Zośka. I to właśnie swojej mamie reżyser zadedykował ten film...

(abs)