Włoski kolarz Marco Pantani nie został pobity - twierdzi profesor Franco Tagliaro w związku ze śledztwem, które wznowiono dziesięć lat po tragicznej śmierci słynnego "Pirata".

Ekspert ocenia, że powierzchowne obrażenia na twarzy i ciele Pantaniego nie powstały z powodu działań osoby trzeciej. To potwierdza wnioski z pierwszego śledztwa, oparte na sekcji zwłok, że przyczyną śmierci kolarza było przedawkowanie kokainy w połączeniu z lekami antydepresyjnymi.

Dochodzenie wznowiła na początku sierpnia prokuratura w Rimini. Powodem była nowa ekspertyza specjalisty w dziedzinie medycyny sądowej profesora Francesco Marii Avato. Według niego, duża ilość narkotyków, znaleziona w organizmie Pantaniego, nie mogła zostać przyjęta w inny sposób niż z wodą. "La Gazzetta dello Sport" w artykule "Pantani został zamordowany?" postawiła hipotezę, że "Pirat" został pobity i zmuszony do wypicia kokainy zmieszanej z wodą.

Matka nie wierzy w samobójstwo

O wznowienie śledztwa apelowała matka Pantaniego, która nigdy nie uwierzyła w samobójstwo syna. "16 lat temu, 2 sierpnia, Marco wygrał Tour de France. I teraz, w dziesięć lat po jego śmierci, przekazuję wiadomość wszystkim tifosi, wszystkim, którzy wierzyli w mojego Marco i go kochali: śledztwo wznowione w kierunku zabójstwa" - napisała na Facebooku.

Pantani był ostatnim kolarzem, który w jednym roku - 1998 - wygrał Giro d'Italia i Tour de France. Był znany m.in. ze świetnej jazdy po górach. W następnym sezonie został jednak wykluczony z Giro z powodu niewłaściwych parametrów krwi (podwyższony hematokryt) i nigdy już nie wrócił na szczyt. Znaleziono go martwego 14 lutego 2004 roku w pokoju hotelowym w Rimini, nadmorskim kurorcie nad Adriatykiem. Miał 34 lata.