W odbywających się dziś wyborach do parlamentu Norwegii, Stortingu walkę o podział 169 mandatów stoczą dwie największe partie: opozycyjna Norweska Partia Pracy i Partia Konserwatywna, która w koalicji z Partią Postępu od czerech lat dzierży władzę. Lokale wyborcze otwarto o godz. 9:00. Będą czynne do godz. 21:00.

W odbywających się dziś wyborach do parlamentu Norwegii, Stortingu walkę o podział 169 mandatów stoczą dwie największe partie: opozycyjna Norweska Partia Pracy i Partia Konserwatywna, która w koalicji z Partią Postępu od czerech lat dzierży władzę. Lokale wyborcze otwarto o godz. 9:00. Będą czynne do godz. 21:00.
Wszystko wskazuje, że w poniedziałek powtórnie sukces odniosą partie prawicowe. Norwegia skręciła w prawo w 2013 roku i wydaje się, że kraj ten utrzyma taki kurs w najbliższym czasie /CARINA JOHANSEN /PAP/EPA

Obie partie startują z podobnego poziomu - mają za sobą około 25-procentowe poparcie wyborców. Dla socjaldemokratycznej Norweskiej Partii Pracy (Ap) wybory te mogą mieć zasadnicze znaczenie, jeżeli chodzi o możliwość odzyskania utraconej władzy. Jednak zadanie, jakie postawiła sobie tradycyjnie największa norweska partia, może okazać się trudne do wykonania. Ugrupowanie to od wielu miesięcy notuje wyraźny spadek i traci wyborców na rzecz głównie Socjalistycznej Partii Lewicy (SV) i pozostałych ugrupowań lewicowych.

Rozwój wydarzeń w Europie i na świecie rzutuje na preferencje polityczne w tym egalitarnym, ale w istocie konserwatywnym społeczeństwie skandynawskim. Głównymi czynnikami, które być może rozstrzygną o wyniku poniedziałkowych wyborów, mogą okazać się Brexit oraz zagrożenie terroryzmem w Norwegii. Z kolei silne uzależnienie Norwegii od wydobycia ropy i gazu będzie zmuszało ten kraj do dalszego rozwijania tej gałęzi gospodarki, czego chcą partie prawicowe.

Pomimo wezwań Ap do kontynuowania polityki otwartości społeczeństwa, zarówno dla azylantów, jak i imigrantów, Norwegowie są tradycyjnie bardzo ostrożni, szczególnie teraz, gdy nasiliły się ataki terrorystyczne w Europie. Minister ds. imigracji i integracji Sylvi Listhaug zyskała sympatię swoimi ostatnimi zdecydowanymi deklaracjami na rzecz zaostrzenia polityki migracyjnej.

Jednakże - jak przewidują obserwatorzy - polityka norweska w gruncie rzeczy najpewniej niewiele się zmieni. Społeczeństwo norweskie jest bardzo przywiązane do tradycji socjaldemokratycznych i idei lewicowych. Norweska Partia Pracy wyrosła na gruncie wielkich przemian społecznych i ideologicznych sprzed 100 lat; rządziła w kraju nieprzerwanie przez długie okresy czasu.

Dla wielu zagranicznych obserwatorów norweskie wybory parlamentarne są łatwe do przewidzenia. Choć ster rządów obejmie ta, czy inna koalicja, generalny kierunek polityki wewnętrznej, a zwłaszcza zagranicznej, nie zmieni się radykalnie.

Norwegia od dziesięcioleci rozwija model państwa opiekuńczego i wysoki stopień zabezpieczenia społecznego, co zawsze będzie największym priorytetem każdego rządu. Co piąty Norweg żyje z zasiłków.

Norwegowie nie lubią eksperymentować i trzymają się zwykle sprawdzonych rozwiązań. Wysoka frekwencja wyborcza, rzędu 75-77 procent, zapewnia obywatelom poczucie bezpośredniego wpływu na politykę państwa.

Należy się spodziewać, że do wyborców najbardziej przemówią programy Prawicy i skrajnie prawicowej Partii Postępu, które opowiadają się za ograniczeniem imigracji, zwiększeniem wydatków na obronność, zwiększenia uprawnień policji w celu ochrony obywateli przed terroryzmem oraz zwiększenia inwestycji przemysłowych i obniżenia podatków.

Wszystko wskazuje, że w poniedziałek powtórnie sukces odniosą partie prawicowe. Norwegia skręciła w prawo w 2013 roku i wydaje się, że kraj ten utrzyma taki kurs w najbliższym czasie.

Henryk E. Malinowski