Władze Chicago po minionym krwawym weekendzie rozpoczynają walkę z przestępczością. W ubiegłą sobotę i niedzielę zastrzelonych zostało 12 osób, a ponad 70 zostało rannych. Najmłodsza ofiara miała 11 lat.

Mam tego dość, wszyscy w tym mieście powinni mieć tego dość. Policja nie może poradzić sobie z tym sama, burmistrz Rahm Emanuel nie zrobi nic sam. Potrzebujemy, by wszyscy pomogli. Szczególnie ważna jest pomoc osób tworzących prawo, by w końcu mordercy poczuli prawdziwe konsekwencje swoich czynów. Potrzebujemy, by gubernator podpisał ustawę, która sprawi, że wejście w posiadanie broni stanie się trudniejsze - mówił na konferencji prasowej podsumowującej koszmarny weekend nadkomisarz Departamentu Policji Chicago Eddie Johnson.

Jak relacjonuje "Chicago Sun-Times", to właśnie on poinformował, że w nadchodzący weekend patrolować Chicago będzie dodatkowo 600 policjantów. 400 z nich pojawi się w najbardziej niebezpiecznych dzielnicach. Kolejnych 200 mundurowych zostanie rozproszonych po innych częściach miasta. Wielu funkcjonariuszy zostanie ściągniętych do pracy z wakacji, inni zostaną oddelegowani do patrolowania, choć na co dzień zajmują się innymi zadaniami.

Johnson podkreślił jednak, że służby same nie poradzą sobie z problemem brutalnych zbrodni w mieście. Potrzebujemy rodziców, by byli rodzicami, sąsiadów, by byli sąsiadami. Wiecie kto strzela, znacie te osoby. Dziadkowie, rodzeństwo, partnerzy - wy wiecie kto strzela. Przeznaczyliśmy mnóstwo czasu, by zidentyfikować sprawców. Tymczasem wy kładziecie się z nimi spać. Sami możecie coś działać, by zakończyć ten przelew krwi. Te strzelaniny są związane z działalnością gangów. Wiemy kim są gangsterzy, ale jeśli nie robimy niczego jako społeczeństwo, to przyzwalamy na popełnienie zbrodni.

Możliwe, że na ulicach pojawią się też patrole Gwardii Narodowej. Prezydent Donald Trump zapowiedział też wysłanie na miejsce sił federalnych. Już podczas swojej kampanii wyborczej mówił o tym, że siły rządowe są potrzebne, by rozwiązać problemy Chicago.

Temu pomysłowi sprzeciwia się jednak burmistrz miasta Rahm Emanuel, który twierdzi że Gwardia Narodowa nie jest odpowiednio przeszkolona, by poradzić sobie ze zbrodniami, których źródłem często jest przemoc rodzinna.

Rozwiązanie zgromadzeń w każdej chwili

Policja po najbrutalniejszym weekendzie w historii miasta ogłosiła też, że będzie rozwiązywała duże zgromadzenia w mieście, by zapobiegać strzelaninom - poinformował Fox News Chciago. To odpowiedź na jedną ze zbrodni, której dokonano w weekend.

Miała ona miejsce podczas dzielnicowego festynu. Tłum z kilkunastu osób szybko urósł do 200. Wtedy - jak się podejrzewa - członkowie jednego z gangów zaczęli strzelać, próbując trafić innych gangsterów, a zamiast tego postrzelili cztery postronne osoby, w tym 13-letniego chłopca.

Będziemy obserwowali zgromadzenia. Będziemy sprawdzać czy ludzie piją podczas nich alkohol, palą marihuanę, śmiecą. Jeśli coś będzie nie tak, policja natychmiast będzie kazała rozejść się tłumowi - tłumaczył Johnson.

W ubiegły weekend w Chicago doszło do 33 strzelanin. Zastrzelonych zostało 12 osób, wśród nich 11-latek i dwóch 17-latków. Rannych zostało 70 osób spośród których 14 jest nieletnich. Najstarsza ofiara miała 62 lata.

Wietrzne Miasto od lat boryka się z problemem ataków z użyciem broni palnej. Do większości z nich dochodzi podczas sporów między gangami. Policja szacuje, że w Chicago jest ich kilkadziesiąt i należy do nich ok. 100 tys. osób. Walka ze zorganizowaną przestępczością w tym mieście stała się ważnym punktem amerykańskiej debaty politycznej.

W 2018 roku w Chicago odnotowano ponad 300 zabójstw - to więcej niż w jakimkolwiek innym amerykańskim mieście. Policja utrzymuje jednak, że w porównaniu z 2017 rokiem liczba strzelanin zmniejszyła się o 30 proc., a zabójstw o 25 proc. Eksperci wskazują, że podczas letnich miesięcy w amerykańskich aglomeracjach statystycznie wzrasta przestępczość.

(nm)